17 czerwca 2018

Rejs "Śmiech wrogom Orkiestry!!!", s/y Santa Pasta (Albin Vega 27), 16-17.06.2018


Kiedy w zeszłym sezonie, po raz pierwszy, wystawiałem na aukcji allegro ofertę rejsu dla WOŚP, nie byłem pewny efektu. Udało się jednak doskonale i Santa Pasta, robiąc jedynie kilkadziesiąt mil morskich po Zatoce Gdańskiej, dołożyła się do kolejnego rekordu Orkiestry.

W obecnym sezonie stało się coś zupełnie wspaniałego. Pod batutą Jurka Owsiaka zagrała tak duża liczba jachtów morskich i śródlądowych, że na wośpowych aukcjach z rejsami, włączyło się stronicowanie.

Nie wiem kim są ci wszyscy dobrzy ludzie, bo i nie sposób wszystkich świadomą znajomością ogarnąć. Każdemu z osobna jednak, w imieniu beneficjentów WOŚP, serdecznie dziękuję. Teraz czekamy na podsumowanie zbiórki 13 stycznia 2019 podczas 27. już finału. I po cichu, liczymy na kolejny rekord.

Poznałem za to kolejnych dwóch śmiałków, którzy aby dosiąść rozkołysanego kokpitu Santa Pasty, przelicytowali wszystkich, w iście gwiazdorskim stylu - prawie jak ten holywoodzki aktor, co mówił "ouu".

Just...

AFTER TIME


Tradycją stał się już mój brak przygotowania do pierwszego w sezonie rejsu. Tym razem odczuli to Tomasz i Marcin - moi goście i zwycięzcy licytacji rejsu Santa Pastą, na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.


Udział w rejsie technicznym Santa Pasty, w niczym jednak nie ujmował radości mojej nowej załodze. Ba, nawet sami zasugerowali, że chętnie wezmą udział w taklowaniu jachtu. I tak się też stało.
Poszło bardzo sprawnie. Pewnie dlatego, że Tomasz, na co dzień, zajmuje się diagnostyką i naprawą konstrukcji dużo większego kalibru, niż olinowanie Albin Vegi.

Jacht przeszedł w tym roku nieco większy upgrade wyposażenia. Między innymi został uzbrojony w roller foka na sztywnym sztagu i nowe żagle. Niestety, nowy grot nie uszył się na czas i pojechaliśmy w morze na zestawie mieszanym.

Nie wyrobiłem się też z podłączeniem nowej elektroniki - ale od czego są ręczniaki VHF i GPS. Z resztą - z Górek Zachodnich na Hel, to i nóż komandosa z kompasem wystarczy.

Za to wyposażenie w środki ratunkowe wzbogaciło się na czas rejsu o kamizelkę pneumatyczną rozmiaru juniorskiego. Podziękowania w tej sprawie należą się
klubowemu koledze Jakubowi - turyście pełną migawką, zarządzającemu skarbcem AKM i armatorowi Busy Lizy.

Testy...

ZAŁOGOWE


Na aktywność załogantów nie mogłem narzekać. Żeglarze, od stóp, po czubki głów. Staż Tomasza budził we mnie respekt, a aktywność fizyczna Marcina pozwoliła w dość krótkim czasie sprawdzić trwałość i ergonomię wszystkich elementów wyposażenia.

Załoga ogarniała dosłownie wszystko. Nigdy jeszcze Santa Pasta nie otrzymała tak wszechstronnej obsady.

Niezawodne "Oko" na dziobie.


Działający 24/7 kambuz.


Wzorowo prowadzona nawigacja terestryczna.


Ciągła optymalizacja trymu żagli.


A także troska o zaopatrzenie w świeże produkty bezglutenowe.


Jechaliśmy bajdewindem. Był to dla nas trym najbardziej wyjściowy. Nowa, wykrochmalona genua, w dużym stopniu, zasłaniała mocno zmęczonego życiem grota (do którego tradycyjnie już zapomniałem załadować listew).


Tomasz bardzo źle znosi stan morza poniżej 4. Jedynie ogrzewające twarz słońce i perspektywa obiadu na Helu (na który przez załogę zostałem oficjalnie zaproszony) wynagradzała mu kilka godzin nudnej zatokowej żeglugi.


Helskie...

FRYKASY


Cumowanie na Helu odbyło się bez najmniejszych problemów. Byliśmy na tyle wcześnie, że mogliśmy zająć jedno z wielu dostępnych miejsc. Wybrałem ygreka przy moim ulubionym pirsie wewnętrznym. Tylko w ten sposób można, w tym porcie, uniknąć turystycznego gwaru.


Na obiad poleciłem, jak zwykle, "Kuter". Dobra knajpa. Jedzonko trzyma klasę, choć w wysokim sezonie problemy z obsługą i czasem dostawy.

Rankiem, następnego dnia, zrewanżowałem się obiecaną w ogłoszeniu jajecznicą na pomidorach.


Do tego wszystkiego świeże pieczywko i popitka.


Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie po.


I można było zgłaszać wyjście z portu.

Powrót...

Z WYWCZASU


Wszystko co dobre, szybko się kończy. Czas było wracać. Na szczęście pogoda dopisywała. Wiało w sam raz i słonko uśmiechało się od czasu do czasu.


Nowa genua, mimo że na sztywnym sztagu,  zdawała się ciągnąć moje ulubione 2.5 tony laminatu odczuwalnie mocniej od tej starej na raksach.


Pod wieczór, wszyscy jakoś zwolnili swoje życiowe tempo.


Stałym punktem powrotu coraz częściej staje się mijanie na styk, zauważonej w ostatniej chwili, stawy podejściowej do Portu Północnego.


Ciepły zachód słońca i cichnący wiatr jeszcze bardziej spowolnił nasz metabolizm. Nikomu nawet grota nie chciało się pająkiem zabezpieczyć.


Popychani śrubą napędową, przy miarowym terkocie silnika, leniwie wpłynęliśmy do Górek Zachodnich. Tak często wchodzę tam o zachodzie słońca, że przestałem już dziwić się tej nazwie.


Jeszcze raz podziękowałem mojej załodze za udział w rejsie i za wsparcie dla WOŚP. Nigdy nie sądziłem, że za weekendowy rejs 44-letnią Albin Vegą ktoś może zapłacić 960 polskich nowych złotówek.

Zamiast latami hodować szerokie dupsko przy komputerze, może powinienem puścić łódkę w czartery i żyć z 500+ ;)

Ku chwale Orkiestry!!!



Postaw mi kawę na buycoffee.to

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis i chcesz podziękować mi za czas spędzony przy jego tworzeniu, a także dać mi siłę do dalszej radosnej twórczości, która odbywa się zwykle w późnych godzinach wieczornych, możesz postawić mi kawę - będzie mi niezwykle miło :) Rafał.