25 sierpnia 2016

Rejs "Łódką do pracy", s/y Santa Pasta (Albin Vega 27), 23-24.08.2016


Jeździłem już do pracy pociągiem i rowerem. A nawet z buta kiedyś z roboty wróciłem, w odpowiedzi na opóźnienie SKM. Ale im wtedy pokazałem!
Niestety, coraz częściej, trasę dom-biuro odbębniam autem, przez co zwiększa się stale obciążenie na szwach mojego sztormiaka.

Przyszedł jednak dzień, gdy postanowiłem to zmienić. Zdecydowałem nie iść, ani nie jechać do pracy. Ale nie chodziło mi o dzień bez roweru, samochodu czy pociągu. Ani też o dzień bez pracy - choć takich świąt nigdy dosyć. Postanowiłem - tym razem, do roboty, to ja sobie popłynę.

21 sierpnia 2016

Rejs "Rodzinna Twierdza", s/y Santa Pasta (Albin Vega 27), 20.08.2016


Śledząc moje wpisy wiecie już zapewne, że żeglować nie umiem - choć bardzo lubię. Nie wiecie natomiast jeszcze, że nie umiem gotować - choć czasem muszę.

Zdarza mi się jednak robić te dwie rzeczy naraz, i to bez przymusu bezpośredniego. Tak też stało się, pewnej sierpniowej soboty 2016 roku.

Tego dnia, zadomowione na łódce pająki szeroko rozdziawiły japy, aż im wszystkie muchy i komary z pajęczyn powypadały. Po raz pierwszy bowiem, z kambuza Santa Pasty, nie dolatywał zapach fasolki z puszki, czy też innej zupy chińskiej.

8 sierpnia 2016

Rejs "Santa Pasta na wakacjach - 5/5 - Powrót na dwie Vegi", s/y Santa Pasta (Albin Vega 27), 06-07.08.2016



POPRZEDNI ETAP REJSU? KLIKAJ

To był na prawdę wyjątkowy etap, tego i tak bardzo już udanego rejsu.

Michał ledwo wytrzymał bez wody, te długie pięć dni. Przyjechał do Gdańska w piątek, zanim jeszcze zdążyłem wyjść z pracy.  Ech żeglarstwo - miało być przyjemnością, a teraz zabiera człowiekowi cały wolny czas.

Z powodu korków na drogach i spóźnienia się BlaBlaAuta, do Łeby dojechaliśmy dopiero na wieczór. Zmęczeni byliśmy i jakoś nie chciało nam się gnać w morze na nockę. Postanowiliśmy wyjść dopiero w sobotę - wcześnie rano, aby bez obsuwy zjechać do Górek Zachodnich, na popołudniową niedzielę.

Gdzieś po godzinie 2300, w marinie zacumowała s/y Lotta - prawdopodobnie, najbardziej znana Vega w Polsce. Powożący nią Marcin, uprzedzał mnie wcześniej o możliwości takiego spotkania. Wracał z wakacyjnego rejsu wzdłuż polskiego wybrzeża i wychodziło na to, że kolejnego dnia zaplanowaliśmy tę samą trasę - z Łeby do Władysławowa. Zapowiadało się wspólne pływanie!