19 września 2016

Rejs "Wietrzny Weekend z Gromem", s/y Santa Pasta (Albin Vega 27), 17-18.09.2016


Każdy żeglarz zakłada jakieś prawdopodobieństwo nieszczęść, jakie mogą go na morzu spotkać. Wszystko jednak można przetrwać - sztorm, dziurę w kadłubie, a nawet zapchany kibel. Ale jest coś, co pogrąży każdy morski statek - może to być źle dobrana, a już na pewno skłócona, załoga. I z reguły wystarczy jeden dupek, aby smród nieporozumienia rozniósł się po całym pokładzie, od topu masztu po dno zęzy.

Oczywiście - zakompleksieni maluczcy, rządni zemsty frustraci, chamy, idioci, prostaki i kretyni też chcą pływać - jest to jak najbardziej prawe i sprawiedliwe. Mimo, że wszyscy zmuszeni jesteśmy tolerować aktywność takich form bytu w żeglarskim świecie, jednak jakoś szczególnie nie tęsknimy za ich obecnością na naszym jachcie.

Naczytałem się wiele o przypadkach zepsutych rejsów, wyrzuconych pieniędzy i marzeń przemienionych w złudzenia. Mało jeszcze siedzę w branży aby się przechwalać, ale póki co niczego z takich przykrości nie doświadczyłem. Zdarzały się pojedyncze, drobne przypadki, ale były na tyle znośne, że z trudem potrafię je sobie dzisiaj przypomnieć. Na znacznej większość rejsów, które odbyłem, nie odnotowałem obecności jednostki destrukcyjnej. Hmm... No chyba, że sam nią byłem.

Szczęście było ze mną nawet wtedy, gdy nie miałem z kim pływać i posiłkowałem się anonsami. Wyłowieni z forum, przypadkowi załoganci zawsze dawali radę. Tak było i w przypadku tego weekendowego rejsu, który rozpoczął się rankiem 17. dnia września 2016 roku.

11 września 2016

Rejs "Piekielny Trójkąt", s/y Santa Pasta (Albin Vega 27), 10-11.09.2016


Każdy raczej zna Trójkąt Bermudzki i słyszał o tajemniczych zniknięciach statków, które to wypłynęły w ten rejon po papierosy i nigdy już nie wróciły. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę z obecności, na naszym własnym podwórku, podobnego trójkąta. Sam nigdy o nim nie słyszałem i nie dałbym wiary w jego istnienie, gdyby nie ukazał mi się on osobiście.

Było to po pewnym wrześniowym rejsie na Zatoce Gdańskiej. Jak zwykle wizualizowałem sobie pozostawiony za łódką ślad, zapisany w GPSie, gdy nagle, przecierając oczy ze zdumienia, ujrzałem tajemnicze linie łączące Górki Zachodnie, Gdynię i... Łot da Hel!?

Od tamtego oświeconego dnia, minęło sporo czasu. Sam rejs, jak i wydarzenia jemu towarzyszące, w pamięci mojej zostały już pogrzebane. Jednak wobec panującej obecnie mody na rozgrzebywanie, poczułem się zobowiązany. W tej sytuacji, postanowiłem kilka wspomnień z mojej pamięci ekshumować, aby się z Wami nimi podzielić.

4 września 2016

Rejs "Do Sopot, na dziewczyny", s/y Santa Pasta (Albin Vega 27), 03.09.2016


Wielokrotnie, w swojej krótkiej żeglarskiej karierze, przyszło mi opisywać rejsy ciekawe, udane i te niezapomniane. Ktoś, kto czyta i patrzy na to wszystko z boku, mógłby sobie pomyśleć, że to żeglarstwo całkiem fajne jest. Że może warto samemu spróbować... A po co nam kolejny żeglarz? Mały to mamy obecnie tłok w polskich marinach? Na szczęście, zdarzył mi się jeden taki rejs, co nie do końca wypalił...