Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gib Sea. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gib Sea. Pokaż wszystkie posty

1 września 2015

Rejs "High Wave To Hel!", s/y Reset (Gib Sea 362), 22-24.08.2015


Wszystkiemu winny jest...

BARTEK


W 2011 roku za sprawą kuzyna mojej żony - Bartka, pojawił się w rodzinie pierwszy patent żeglarski. Od tego czasu miałem obiecane, że przewiezie mnie kiedyś jakąś Omegą. Mijały lata, a nam nie było dane spotkać się razem w okolicach jakiejś szuwarowej czarterowni. W końcu sam zrobiłem uprawnienia, poczułem zew morza i nasze role się odwróciły.


Pewnego dnia Bartek powiadomił mnie o swoim zamiarze spędzenia żeglarskiego weekendu na Zatoce Gdańskiej. Kupiony bilet na pociąg z Wrocławia do Gdańska utwierdził mnie w przekonaniu, że sprawa jest niezwykle poważna. Spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba. Niedawno wróciłem z rejsu na Borholm i planowałem Rugię na wrzesień, a tu takie zaskoczenie.

Bardzo szybko zrozumiałem, że taka okazja zdarza się raz na sto lat! Moja żona raczej nie wyraża większego sprzeciwu, ale często konieczne są negocjacje, przed planowanym rejsem. Wszyscy znajomi już dawno wiedzą, że dla kilku dni na morzu gotów jestem umyć nie tylko okna ale i wypucować kibel na błysk. Tym razem jednak sprawa była polityczna.

Co innego odmówić mężowi kilku dni relaksu na morzu, a co innego zepsuć kuzynowi weekendowy wypoczynek. Cóż było robić? Nie dałem się długo prosić. Musiałem na szybko zorganizować ten rejs - żonie się nie odmawia!
A Bartek za karę miał ogarniać imprezę fotograficznie.

18 lipca 2015

Rejs "Vis-a-vis Trogiru", s/v Kolibri (Gib Sea 37), 04-11.07.2015


No i stało się. Znowu zapuściliśmy się rodzinnie w rejony barbarzyńskich plemion. Od ostatnich wakacji w Chorwacji minął rok. Dokładnie 12 miesięcy wcześniej wpadłem na szalony pomysł zwiedzania tamtejszego wybrzeża i okolicznych wysp, z pokładu samodzielnie prowadzonego jachtu morskiego.

Wykorzystując końcówkę jednego sezonu żeglarskiego i początek drugiego - startując od zera bezwzględnego - dorobiłem się wszystkich niezbędnych uprawnień żeglarskich. Całą zimową posuchę spędziłem z lekturą, stając się stałym klientem wielu wydawnictw oferujących żeglarską literaturę. W grudniowe mrozy zdałem też eksternistycznie egzamin na SRC.

Po zimie, jednocześnie z wodowaniem pierwszych jachtów na Zatoce Gdańskiej, rozpocząłem pływanie, starając się przez całą wiosnę znaleźć jak najwięcej do tego okazji.

W końcu nadszedł dzień, w którym słowo stało się czynem i zamieszało między nami. A dokładnie pomiędzy mną, a moją pierwszą żoną Elizą. Wieczorne dyskusje o wyższości mieszkania na jachcie, nad hotelowym olinkluziw, bardzo często kończyły się cichymi dniami. Ale wraz z upływem czasu szło mi coraz sprawniej. Z dnia na dzień zdobywałem coraz więcej poparcia dla swoich planów. Coraz częściej rozmowy, zamiast kłótnią, kończyły się konsumpcją naszego związku małżeńskiego.

Ostatecznie osiągnęliśmy konsensus - tydzień na lądzie i tydzień na jachcie. Niestety podróż autem z Polski wydarła z okresu lądowego kilka dni. Ale nikt mi dzisiaj nie udowodni, że to moja wina;)