Pokazywanie postów oznaczonych etykietą s/y Enigma. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą s/y Enigma. Pokaż wszystkie posty

25 października 2014

Od zera do skipera - czyli "Pływać każdy może".


Wakacje na...

LONG ISLAND

Było to latem 2014 roku. Wtedy wszystko się zaczęło...

Prawie dokładnie rok przed kolejnymi wakacjami, stojąc w kąpielówkach, na brzegu zatoki Sakarun, na wyspie Dugi Otok, patrzyłem z zazdrością na jachty wpływające i rzucające kotwicę, w tej uroczej zatoczce z piaszczystym dnem i lazurową wodą. Poczułem się wtedy, że czegoś mi brak - i nie był to plażowy toi-toi.


Pomimo, że moja turystyczno-sportowa aktywność wykraczała poza granicę lądu, to jednak była w wodzie bardzo ograniczona.

Mogłem oczywiście podjechać autem niemal w dowolne miejsce wyspy Dugi Otok (co zresztą codziennie czyniliśmy zwiedzając wyspę od góry do dołu), zabrać dzieciom dmuchany ponton i uzbrojony w zestaw ABC do snorkelingu, przemierzać teoretycznie bezkres Adriatyku. Bezkres ten jednak ograniczony był skutecznie, chociażby kresem wydolności mojego organizmu. Ile można wiosłować na lekkim zabawkowym pontonie pod wiatr i fale, ten tylko się dowie, kto wiosłował. O zakresie terytorialnym snorkelingu lepiej nie wspominać.

Oprócz ograniczeń wynikających z naszej fizjologi istot lądowych, nie mniejszą barierę stanowił zdrowy rozsądek. Nakazywał on zachowanie umiarkowanej odległości od brzegu przy pływaniu. Trzeba było bowiem uważać, aby pływając, nie zrobić głową dziury w jakiejś pędzącej motorówce lub nie dać się - będąc zauroczonym podwodnymi krajobrazami - unieść bezpowrotnie, dość silnymi miejscami prądom morskim Adriatyku.


Wtedy to właśnie, drapiąc się z lekka po pisankach, przemyślałem sprawę i postanowiłem, że następne wakacje spędzimy również w Chorwacji - ale tym razem na żaglach. Pomysł zwiedzania i oglądania tysiąca wysp od strony wody sprawiał, że znowu - (przynajmniej przez rok) było po co żyć.

Realizacja tych planów nie była w sumie niczym ambitnym, gdyby pominąć fakt, że nikt z naszej najbliższej rodziny nie miał pojęcia o prowadzeniu jachtu morskiego. Śródlądowego zresztą też. Jak i każdego innego. Sprawa zdawała się więc, jeśli nie z góry przegrana, to nie do końca przemyślana.
Ja jednak byłem już po pierwszych wstępnych przemyśleniach, a w głowie miałem już pewne, sięgające daleko w przyszłość wizje.