17 września 2017

Rejs "Z wizytą u Królowej Mórz", s/y Santa Pasta (Albin Vega 27), 16-17.09.2017


Od razu chciałbym uprzedzić zarzuty czytelników o niepoprawność polityczną zawartego w tytule tytułu. Wspomniana królowa była faktycznie córką króla, czyli jedynie czymś w rodzaju królewny. 

Zdarzyło się jednak w naszej wesołej krainie, że syn panującej nam miłościwie od ponad 300 lat Królowej Polski, został niedawno uroczyście intronizowany na Króla Polski. Ten właśnie precedens ośmielił mnie do takiej tytułowej prowokacji i zachęcił do odwiedzenia pewnej nadmorskiej osady.


Rachunek...

OSAMOTNIENIA


Kiedy sobie dzisiaj przypomnę, jak bardzo wypierałem się dawniej samotnego żeglarstwa, to boję się teraz cokolwiek deklarować.

Kiedyś, nie brałem w ogóle pod uwagę by sobie popłynąć gdzieś, sam na sam ze sobą. I nie tylko dlatego, że karty bezpieczeństwa czarterowych jachtów zobowiązywały armatora do obsadzenia załogi w odpowiedniej liczbie (z reguły większej lub równej dwa). Również po to, by wysokie koszty wynajmu na jak najwięcej najmniejszych części podzielić.

Ale biurokracja nie była jedynym problemem. Świeżo po szkoleniach na plastik będąc, przesiąknięty byłem również tym, czego w szkołach żeglarskich  nauczyłem się.

Kto również był, ten wie jak to wygląda. Trzy lub cztery osoby do wykonania zwrotu i przynajmniej pięć przy podejściu do kei. A wszystkie manewry oprawione niezwykle wyjściowo komendami i echem ich potwierdzeń. W ten sposób, człowiek stykający się z żeglarstwem po raz pierwszy (a takim właśnie byłem), nie wyobraża sobie tego inaczej.

Dopiero z czasem przychodzi pierwsza samotna wachta. Gdy wszyscy śpią, a tu trzeba jakoś zrobić rufę. I okazuje się, że się da. Że można samemu, w ciszy i ze spokojem, ogarniać "te wszystkie sznurki od tych szmat".

Obecnie, coraz częściej zdarza mi się wsiadać na łódkę w pojedynkę. Zdarzyło mi się to również 16 września 2017 roku.


Białe...

ŻAGLE


I znowu naszło mnie motyla uprawiać. Tym razem genua z wytykiem zagrała pierwsze skrzypce.


Wielu narzekało na lato w sezonie 2017, ale mnie się jakoś zawsze udawało trafiać w okna pogodowe.


Tak było i tym razem. Słońce i wiatr - albo jak kto woli - wiatr i słońce.


I kiedy poczułem wdzięczność za to co mnie spotyka, na horyzoncie ukazał się mały biały żagiel. Bardzo szybko zbliżał się do mnie i stawał się przez to coraz większy. Szkoda, że nasze konta bankowe nie podlegają prawom optyki.


Kiedy mijał mnie tuż za moją rufą dostrzegłem, że ten olbrzymi żagiel posiada też kadłub. Odczytałem nazwę jachtu - Blagodarnost 2.


Ten widok zrobił mój dzień.


Niestety, jacht niknął równie szybko jak się pojawił. Regatowcy nie są zbyt towarzyscy.


I więcej już nic tak ładnego na wodzie nie widziałem. Trafiały się tylko jakieś nieożaglowane jednostki pływające.


Ponieważ Jurata nie dorobiła się jeszcze przystani jachtowej, skierowałem się na Hel.


Ten port miał stać się dla mnie bezpieczną bazą wypadową dla lądowej wycieczki rowerowej. Jak mówi pismo - z cebuli wyszedłeś i do cebuli wrócisz.



Leśne...

MUZEA


Lubię przyrodę i rowery, więc na przejazd wybrałem odpowiednią dla siebie ścieżkę.


Mając rower wyposażony w głośny dzwonek, można się po niej nawet sprawnie poruszać.


To co mnie zaskoczyło, to ilość napotkanych po drodze wystaw i muzeów.


Celem mojej wycieczki nie było ich zwiedzanie, więc zatrzymywałem się tylko na zrobienie fotek.



Niektóre eksponaty pasowały wiekiem do mojego jachtu. Gabaryty nie czyniły z nich jednak okazji.


Ścieżka okazała się zupełnie przyjemna. Nawierzchnia nieutwardzona, drobno-kamienista - ale spokojnie dało się czerpać radość z jazdy, nawet na 20 calowym kole.


Okoliczne zarośla obfitowały w dodatki do potraw dla teściowej.


Cała trasa z helskiego portu na molo w Juracie to około 12 km i da się ją  wygodnie przejechać na składaku, w czasie jednaj mszy niedzielnej.



Morska...

ŻÓŁĆ


A w Juracie wszystko tego dnia mieniło się kolorem żółtym.


O żółtym słońcu wie już każde dziecko w przedszkolu. Ale o złotawym posągu Juraty już niewielu tak pewnie opowiada.


Doceniłem umieszczoną w okolicy instrukcję obsługi pomnika i zapoznałem się z tragiczną historią pałacu królewny, którego pozostałości po dziś dzień wykorzystują sklepy jubilerskie nad Motławą.


Ale bardzo się zawiodłem.


Czy to jakaś zmowa? Żółta teoria spiskowa?


Dopiero gdy dotarłem na koniec drewnianego pomostu, zaznałem odprężenia.


Wkrótce i inni zaczęli korzystać z mojego odkrycia, by dać oczom od żółci odpocząć i wytarzać spojrzenia w morskim błękicie.


Kiedy oczy odpoczęły, to i mózg zaczął lepiej funkcjonować, błyskotliwością swoją mnie zaskakując. Zorientowałem się wtedy, że mój składaczek posiada dodatkową funkcję zegarka słonecznego.

I kiedy było mi już całkiem dobrze i wydawać zacząłem z wnętrza swego ciche pomruki zadowolenia...


To nie były pomruki. To fasolka zjedzona na śniadanie przechodziła w stan gazowy. I jak tu nie wierzyć w reinkarnację?!

Czas był ku temu aby wracać. Wydałem z siebie ostatnie spojrzenie wstecz za siebie i dopedałowałem się z powrotem na Hel.


Goście płyną...

RADUJ SIĘ


Samotności tego dnia mając dosyć, postanowiłem skorzystać z telefonu do przyjaciół, by rejs powrotny odbyć w towarzystwie. Na szczęście mam takich, którzy gdy tylko są w okolicy, nie odmawiają.


Tym bardziej, że z dopływem w sezonie nie było problemu.


I tak oto z jednego żeglarza...


Zrobiło się dwóch...


A potem troje.


Niestety - tam gdzie chłopów dwóch, a baba jedna - nigdy zgody nie będzie.


W końcu jednak podzieliliśmy bieżące zasoby Santa Pasty. Ja dostałem rumpel, a Andrzej Martynę.


Chciałem zaproponować zamianę, ale obowiązki gospodarza i wrodzona wszechpolska gościnność nakazywały mi oddanie wszystkiego co posiadam do dyspozycji gości.


To tylko spowodowało kolejne konflikty. Niestety - Andrzej to regatowiec. Kiedy ja chciałem się refować, on pytał o spinakera.


Szczęściem dopływaliśmy już do Górek Zachodnich i Andrzej dał sobie odwrócić uwagę przepływającą niedaleko jakąś jednostką niezidentyfikowanej klasy olimpijskiej.

Zanim się zorientował, wpływaliśmy już, obwieszeni odbijaczami, w stanowisko cumownicze Santa Pasty w AKM.



Postaw mi kawę na buycoffee.to

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis i chcesz podziękować mi za czas spędzony przy jego tworzeniu, a także dać mi siłę do dalszej radosnej twórczości, która odbywa się zwykle w późnych godzinach wieczornych, możesz postawić mi kawę - będzie mi niezwykle miło :) Rafał.