Jak dobrze mieć ogarniętego i chętnego do żeglarskiej roboty kolegę. Mieć takich trzech na pokładzie i można leżąc w koi opłynąć świat.
Mam na myśli Mariusza - współczesnego człowieka renesansu. Zawodowo ludzi w korporacji po kątach ustawia, a prywatnie pałkarz z niego wyborowy. Na rejsach kurs trzyma i takielunku dogląda jak mało kto. W portach struny na gitarze dziarsko szarpie i gardła do przyśpiewek ludowych nie szczędzi. A i ponoć z główki przyjebać umie.
Z takim typem to i do Sopot nie strach popłynąć. Co też, zaraz po wejściu na pokład, uczyniliśmy.
Sopocka....
JESIEŃ
Dopłynęliśmy późną nocą, więc i relacjonować nie ma co. Wizyta na Monciaku, kolacja i przy browarku koleżeńska rozmowa.
Browaru było chyba za dużo (albo za mało), bo rankiem jakieś białe mnie prze oczami latały, a za nimi fale się interferowały.
Po drugiej stronie mola czułem się lepiej. Ale tu też dziwy się działy i jachty bez silnika, po porcie halsując, w morze wychodziły.
Nie było na co czekać. Trzeba było również wyjść w morze. Tam tylko człowiek do ładu i składu myśli swe przywrócić może.
I tak płynąc sobie na luzie, robiąc kawę w kambuzie, nie mając konkretnego celu, dopłynęliśmy do Helu.
Na Helu...
BEZ ZMIAN
Tak, tak. Na Helu nic się nie zmieniło. Nadal Diabły piją benzynę.
Kanał...
PO CIEMNOŚCI
Skoro cały świat nudny jest i nic poza portami oglądać nie warto, ruszyliśmy do Gdańska. Kanał portowy tam długi i na nabrzeżach zawsze coś się dzieje.
Noc nas zastała, już jak zgłaszaliśmy się do Kapitanatu. Ale ciemność nie czyni wycieczki po tych zakamarkach mniej atrakcyjnej.
Remontówka nigdy w tym temacie nie zawodzi. Pracują na okrągło i suche doki naświetlając, radość nocnym żeglarzom dają.
El-Mellach - pierwszy w swej stoczniowej historii jacht zbudowany, przy nabrzeżu zacumowali.
A obiekty w żeglarstwie dzielimy na bliższe i dalsze. Oto przykład tego drugiego.
Do takich zalicza się nie tylko kładka nad Motławą, ale i mobilne trawiaste wyspy. Wyłaniają się z mroku i osaczają jachty, próbując unieruchomić ich śruby napędowe.
Trawę pokonaliśmy przy użyciu bosaka. Kładka odpuściła sama.
Przepływając koło Żurawia, byliśmy przekonani, że to ostatnia świetlna atrakcja wieczoru.
Wieczór zakończyliśmy poddając się dobrowolnej degustacji trunków międzynarodowego pochodzenia w Cathead Multitap.
Portowa...
EDUKACJA
Aby przerwać tę pętlę czasową postanowiliśmy czym prędzej opuścić marinę.
Natura nie znosi próżni i braku równowagi. Abyśmy my mogli opuścić, inni musieli podnieść.
Zapatrzyliśmy się trochę w dal, na wzmacniane ostatnio patriotyzmem Muzeum II Wojny Światowej.
A w żeglarstwie, tak jak w życiu. Jak się spogląda w bok - może zrobić się tłok.
Wyprzedzanie na trzeciego nie jest wyłącznie specjalnością polskich kierowców.
Na szczęście kanały budują szersze niż szosy.
Kiedy już wszystkie raptusy sobie popłynęły, mogłem znowu zająć się fotografią portowych tematów pobocznych.
Płynąc portowym kanałem można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy. Poniżej kilka przykładów.
Żurawie to bardzo popularny w porcie gatunek.
Rosjanie nie należą do ludzi przesądnych.
Współcześnie, na arkach wozi się jedyni żurawie.
Nie powinno się fotografować budowli od zacienionej strony.
Halsówka...
POD GÓRKI
Opuściliśmy kanał Gdańskiego Portu i znowu było nudno. Jak to na morzu.
Coś zielonego pływa.
Coś czerwonego stoi.
Port pracuje.
Jacht płynie.
To był już ostatni rejs sezonu 2017. Miał odbyć się jeszcze jeden, ale nastąpił nagły i niespodziewany atak bakterii na ekologiczne złoża ropy naftowej Santa Pasty. Skutecznie unieruchomił silnik jachtu i dał dobry powód do generalnego przeglądu układu paliwowego.
Ale o tym już w kolejnym - remontowym odcinku. Oczekujcie w napięciu!
Jeżeli spodobał Ci się ten wpis i chcesz podziękować mi za czas spędzony przy jego tworzeniu, a także dać mi siłę do dalszej radosnej twórczości, która odbywa się zwykle w późnych godzinach wieczornych, możesz postawić mi kawę - będzie mi niezwykle miło :) Rafał.