Sprawa uchodźców budzi w Polsce duże emocje. Jedni straszą nas plagą wyłudzających zasiłki nierobów, a inni upatrują w tym zagrożenia islamizacją.
Znając jednak wydolność naszej polityki społecznej oraz naszą narodową, głęboko zaoraną katolicyzmem podświadomość, nie powinniśmy mieć poważniejszych obaw przed napływem emigracyjnej fali.
A gdy tylko statystyka z logiką stają za nami murem, usypia się nasza czujność. I właśnie wtedy, gdy nikt nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji, dzieją się rzeczy, w które trudno uwierzyć.
Ja czułem się bardzo niecodziennie, kiedy w środku nocy, w marinie, do kokpitu załadowała mi się trójka emigrantów.
Ja czułem się bardzo niecodziennie, kiedy w środku nocy, w marinie, do kokpitu załadowała mi się trójka emigrantów.
Zatokowy...
MOTYL
Był 12 września 2017 roku. Wracając z pracy, zapomniałem skręcić do domu i tym sposobem dojechałem aż do mariny AKM.
Cóż było robić, skoro byłem już tak blisko jachtu. Wsiadłem. Cumy same się jakoś na pokład wciągnęły. I popłynąłem.
Przy wyjściu z portu spotkałem starannie dobrany kolorystycznie zestaw holowniczy. Jak będę bogaty, też sobie taki kupię!
Za cel obrałem sobie Jastarnię. Miałem ku temu powody (ale o tym później).
Wiało prawie tyle co nic - jakieś 5, w porywach do 8 węzłów. Na szczęście z bardzo odpowiedniego kierunku, aby na Santa Paście przetestować "motyla".
Nie chciało mnie się wytykiem na fordeku wymachiwać, więc tylko kontraszota na bomie założyłem i podziwiałem swoje dzieło. Tak oto nadszedł kolejny przełomowy moment w mojej żeglarskiej karierze.
Ale spokojnie - z trzydziestu pięciu motylkowych zdjęć, zaprezentuję tylko jedno.
Ale spokojnie - z trzydziestu pięciu motylkowych zdjęć, zaprezentuję tylko jedno.
Ponieważ zmęczony byłem po pracy, od razu zatrudniłem Simrada Tipitena. Na płaskim morzu doskonale utrzymywał zadany kurs.
I mimo, że niebo nieco się za mną chmurzyło, moje myśli byłe czyste, a ciało podążało w kierunku całkowitego odprężenia.
No dobra - nie wytrzymałem - jeszcze jedno zdjęcie motyla.
Z radia...
WYJĘTY
Laptopa, podczas rejsów, póki co nie używałem. Nie mam jeszcze uchwytu zapewniającego stabilną pozycję urządzenia, podczas rozkołysu. Ale jak się płynie po stole, żal nie przetestować nowych zabawek.
Wiedząc, że moje nowe radio VHF rozsiewa również informacje AIS, kupiłem wcześniej odpowiedni adapter NMEA/USB.
Droga zabawka, jak na mały kawałek elektroniki zatopionej w plastiku. Ale skoro klubowy kolega Jakub przetestował i polecał - nie miałem oporów.
Dorobiłem do tego wtyczkę mini DIN i w ten sposób powstał zestaw plug&play. Duet Ubuntu i najnowszej wersji OpenCPN zabanglał aż miło.
Trzeba się będzie teraz rozejrzeć za jakimś solidnym uchwytem do laptopa i w końcu zamontować gniazdo zapalniczki (12V).
Złoto...
DLA WRAŻLIWYCH
Zapatrzyłem się w ten ekran komputera jak gimbus jakiś i prawie przegapiłem kiedy na horyzoncie mijałem Hel.
Wiatr nieco odkręcił i przeszedłem na baksztag lewego halsu.
Słońce świeciło o tej porze taką barwą, że zacząłem się zastanawiać... Czy aby nie oszukano mnie z tym aluminiowym masztem i nie zrobiono go ze złota!?
W pierwszej chwili nieco się wkurzyłem. Ale po chwili stwierdziłem, że złoto pasuje nawet do bandery pod lewym salingiem, z jaką dumnie w sezonie obnosi się Santa Pasta.
Emigracyjna...
TRÓJCA
Kiedy osiągnąłem swój cel (Jastarnię), było już po zmierzchu. Założyłem cumy i brałem się za klar jachtu. Wtedy zadzwonił telefon.
Na wyświetlaczu pojawił się krzyż i dwie czwórki. I jakiś numer, na który już nie zwracałem uwagi. "A imię jego czterdzieści i cztery..." - struchlałem.
Odebrałem telefon...
Odebrałem telefon...
- Halo...?
- Gdzie jesteś?
- W marinie, w Jastarni.
- Który pomost?
- Ostatni.
- OK. Idziemy.
Serce mi szybciej zabiło i coś mocno w krtani ścisnęło. Po chwili, w słabym blasku portowych latarni, dostrzegłem trzy sylwetki. Zbliżały się w milczeniu.
Próbowałem rozpoznać jakieś szczegóły postaci, ale było zbyt ciemno. Weszli na pomost. Wtedy zacząłem wyczuwać pod stopami każdy ich krok.
W końcu byli na tyle blisko, że mogłem zobaczyć ich twarze. Jeden z nich podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy.
Nagle rzucił się na mnie. W odpowiedzi, ścisnąłem go równie mocno, jak on mnie. Nie puszczał. Odezwałem się pierwszy...
Nagle rzucił się na mnie. W odpowiedzi, ścisnąłem go równie mocno, jak on mnie. Nie puszczał. Odezwałem się pierwszy...
- Cześć Jasiek!
- Cześć Rafał!
- W końcu! Ile to już lat...?
Nocne...
PŁYWANIE
I tak oto spotkałem się ze swoim kuzynem, który wraz z żoną Magdą i synkiem Tymkiem, przebywali akurat na wywczasie w sąsiedniej Juracie.
Lata minęły odkąd ostatni raz mieliśmy okazję spotkać się w realu. Los pognał nas po świecie. Zdarzyło się, co prawda, że na kilka lat wylądowaliśmy w tym samym zakątku Europy, ale proza codziennego życia pozwalała nam, jedynie od święta, wymieniać kilka zdań przy pomocy internetowych komunikatorów.
Mnie wieczna mżawka wygnała w końcu z Dublina, a Jan osiadł na dobre w Londynie, który sobie najwyraźniej upodobał.
Ponieważ ani w Londynie, ani w Lądku Zdroju, morza nie mają, zaproponowałem krótką bujankę na fali.
Lata minęły odkąd ostatni raz mieliśmy okazję spotkać się w realu. Los pognał nas po świecie. Zdarzyło się, co prawda, że na kilka lat wylądowaliśmy w tym samym zakątku Europy, ale proza codziennego życia pozwalała nam, jedynie od święta, wymieniać kilka zdań przy pomocy internetowych komunikatorów.
Mnie wieczna mżawka wygnała w końcu z Dublina, a Jan osiadł na dobre w Londynie, który sobie najwyraźniej upodobał.
Ponieważ ani w Londynie, ani w Lądku Zdroju, morza nie mają, zaproponowałem krótką bujankę na fali.
Od mojej ostatniej wizyty na Zatoce nieco się rozwiało. Postawiliśmy jedynie foka i zrobiliśmy kilka halsów.
Mimo otaczającej nas ciemnej ciemności, Tymkowi bardzo się takie bujanie na fali spodobało.
Po krótkiej przebieżce i toaście za spotkanie, oprowadziłem gości po pozostałych pomieszczeniach Santa Pasty.
A w czeluściach bakisty znalazło się też coś dla przyszłego pokolenia żeglarzy.
Poranna...
ZAPIERDALANKA
"Pływaj szybko, ale się nie spiesz" - tak mawiają doświadczeni żeglarze. Ale chyba nie ci, którzy nie chcą spóźnić się do pracy.
Wyrwałem z koi zanim jeszcze słońce wstało. Od razu sprawdziłem pogodę i niewiele później zakląłem siarczyście. O, w mordę!
Tak. Wiało akurat z tego kierunku gdzie chciałem (a nawet musiałem) płynąć. Tego ranka nie było szansy na bezpośredni kurs z Jastarni do Sopotu.
Jak najlepiej tylko umiałem, starannie ustawiłem żagle do ostrego bajdewindu i ruszyłem kursem na Górki Zachodnie.
Wyrwałem z koi zanim jeszcze słońce wstało. Od razu sprawdziłem pogodę i niewiele później zakląłem siarczyście. O, w mordę!
Tak. Wiało akurat z tego kierunku gdzie chciałem (a nawet musiałem) płynąć. Tego ranka nie było szansy na bezpośredni kurs z Jastarni do Sopotu.
Jak najlepiej tylko umiałem, starannie ustawiłem żagle do ostrego bajdewindu i ruszyłem kursem na Górki Zachodnie.
Na szczęście zaczynało się rozwiewać, więc pławę JAS dopadłem jednym skokiem.
Przekładnię kombi ustawiłem w tryb turbo.
Albin Vega prawie wchodziła w ślizg;) Ależ ona to lubi!
We wrześniu, o świcie, na morzu ciepło nie jest. Ale i tak było zajebiście!
Jeżeli spodobał Ci się ten wpis i chcesz podziękować mi za czas spędzony przy jego tworzeniu, a także dać mi siłę do dalszej radosnej twórczości, która odbywa się zwykle w późnych godzinach wieczornych, możesz postawić mi kawę - będzie mi niezwykle miło :) Rafał.