11 marca 2017

"Elektryczność na jachcie. Podręcznik RYA" Andrew Simpson

Uprzejmie donoszę, że oto w ofercie wydawnictwa almapress pojawił się kolejny "Podręcznik RYA".

W samą porę, bo wiosna już niedługo i najwyższy czas zająć się jachtowym krwiobiegiem.

Andrew Simpson w swojej książce "Elektryczność na jachcie" bardzo łagodnie wprowadza czytelnika w podstawy elektryczności. Następnie omawia zasady działania jachtowych urządzeń elektrycznych, doradza jak wymiarować i zabezpieczać przewody, jak zabrać się za sporządzenie bilansu elektrycznego i jak diagnozować najczęściej spotykane usterki.

Pierwszy rozdział zaskakuje, co prawda, znanym ze szkoły podstawowej rysunkiem modelu atomu. Ale bez obaw - autor trzyma poziom charakterystyczny dla całej serii. Teorii jest tylko tyle ile potrzeba i jak zwykle podanej w lekko strawnej formie. A praktycznych uwag i wskazówek, jak na tak małą objętość książki, jest na prawdę sporo.



Postaw mi kawę na buycoffee.to

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis i chcesz podziękować mi za czas spędzony przy jego tworzeniu, a także dać mi siłę do dalszej radosnej twórczości, która odbywa się zwykle w późnych godzinach wieczornych, możesz postawić mi kawę - będzie mi niezwykle miło :) Rafał.



4 lutego 2017

"Cena strachu. Pontonem przez Atlantyk" Arkadiusz Pawełek


Książkę Arkadiusza Pawełka "Cena strachu. Pontonem przez Atlantyk" otrzymałem w prezencie. Mój serdeczny kolega Marcin, wręczył mi ją, zaraz po naszym wspólnym rejsie po Zatoce Gdańskiej.

Aha, kolejna książka o rzeczach, których nie rozumiem - pomyślałem, ogarniając wzrokiem okładkę. No ale skoro inni dają radę  ocean przepłynąć, to ja przynajmniej powinienem dać radę o tym przeczytać.

Z żeglarstwa, które troszkę ostatnio uprawiam, staram się wyciągać raczej walory turystyczne.

Katowanie się mokrymi, zimnymi i nieprzespanymi nocami uznaję jedynie jako środek konieczny do osiągnięcia jakiegoś odległego, ciekawego miejsca.

13 stycznia 2017

s/y Santa Pasta płynie dla WOŚP!



Za nami dwie, zakończone sukcesem aukcje na Allegro Charytatywni.

Dziękuję za udział licytującym i za mobilizację wszystkim szerującym i lajkującym. A trzymających kciuki i spinających poślady informuję, że można się już rozluźnić.

Dzięki całemu zamieszaniu udało się zebrać kwotę 980 PLN, która w całości zasili konto WOŚP.

Gratuluję wygranym! W sezonie żeglarskim 2017 odbędą się dwa weekendowe rejsy, na które popłyną ze mną zwycięzcy obu licytacji -  Łukasz z Łodzi (z narzeczoną) oraz Tomasz z Łomianek Dolnych (jeszcze nie wiem z kim).

Tymczasem, już za dwa dni (15.01.2017) odbędzie się 25 finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Trzymajmy kciuki za kolejny rekord! SIEMA!

"Berserk in the Antarctic" David Mercy

Pełen odlot! Opowieść, która uwalnia w czytelniku dwie przeciwstawne opinie, na temat jej bohaterów.
Z jednej strony palec wskazujący dźwiga się do czoła, by się w nie solidnie puknąć. Z drugiej, ogarnia człowieka niezwykle pozytywna zazdrość, a kurzący się, gdzieś na pawlaczu, plecak sam się pakuje do drogi.

"Berserk" to nazwa, jak najbardziej, pasująca do jachtu, ale jeszcze bardziej zdaje się odzwierciedlać cechy jego właściciela - młodego norweskiego żeglarza, o imieniu Jarle. Książka napisana została jednak nie przez tego "szalonego Wikinga", a przez jednego z przygodnych załogantów - Davida.

Dzięki niesamowitemu talentowi autora, stajemy się pasażerami Berserka. Miłośnicy obcowania z pięknem i potęgą natury otrzymają tutaj dawkę uderzeniową.
W książce, znajdzie się też coś dla podglądaczy międzyludzkich relacji. A ciekawscy zakamarków ludzkiego umysłu również się nasycą. Ekstremalne warunki podróży, obnażają bowiem bezlitośnie prawdziwe cechy bohaterów, wystawiając ich odporność fizyczną i umiejętność panowania nad emocjami na próbę.

Książka jest opisem wyprawy na Antarktydę, która z punktu widzenia znawców tematu, klasyfikowała się gdzieś między żartem a misją samobójczą.
Mała i niedoposażona, "plastikowa" łódka, najtrudniejszy morski akwen świata i spontanicznie zebrana, w 10 minut, niedoświadczona i nieprzygotowana załoga.
Co z tego wynikło? Przeczytajcie sami - warto!



Postaw mi kawę na buycoffee.to

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis i chcesz podziękować mi za czas spędzony przy jego tworzeniu, a także dać mi siłę do dalszej radosnej twórczości, która odbywa się zwykle w późnych godzinach wieczornych, możesz postawić mi kawę - będzie mi niezwykle miło :) Rafał.



21 grudnia 2016

"A Voyage to the Sea" Denis Gorman

Przyznam szczerze, że książkę Denisa Gormana  kupiłem, będąc zainteresowany jedynie jego doświadczeniami w żegludze na jachcie Albin Vega.

Książka reklamowana była na grupie miłośników tego szwedzkiego, oceanicznego mini-cruisera. Oprócz tego, miała tematyczną i zachęcająco wyglądającą okładkę. Autor napisał ją jednak zupełnie nie o tym, czego się spodziewałem. Zrobił to jednak w sposób, który nie pozwolił mi pożałować zakupu.

Książka Denisa Gormana to osobista i bardzo emocjonalna opowieść autora o swoim życiu. To historia nie tylko o żeglowaniu - pasji którą udało się autorowi zrealizować, dzięki niesamowitej pracowitości, wytrwałości i odrobinie szczęścia. W treści nie spodziewajmy się za to znaleźć zbyt wiele technicznych szczegółów.

Połowa stron zaledwie ociera się o temat żeglarstwa. Dając jednak w zamian dość ciekawą relację, z pierwszej ręki, wszystkim miłośnikom historii wojskowości, zainteresowanym w szczególności Wojną o Falklandy.

Gdy już dotrzemy do interesującego nas żeglarskiego sedna, zauważamy, że autor bardziej skupia się na relacjach międzyludzkich i uczuciach towarzyszących samotnej żegludze, niż na jej technicznym aspekcie. Czytając, stajemy się świadkami tego co dzieje się w głowie samotnego żeglarza. Od euforii poprzez zwykłe, dłużące się dni, po ciężkie chwile zwątpienia, prowadzące niemal do depresji.

Przeczytałem "A Voyage to the Sea" z przyjemnością, pomimo pozornego braku zainteresowania samotnym, regatowym żeglarstwem. Polecam!



Postaw mi kawę na buycoffee.to

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis i chcesz podziękować mi za czas spędzony przy jego tworzeniu, a także dać mi siłę do dalszej radosnej twórczości, która odbywa się zwykle w późnych godzinach wieczornych, możesz postawić mi kawę - będzie mi niezwykle miło :) Rafał.



2 października 2016

Rejs "Rejs z kolegą", s/y Santa Pasta (Albin Vega 27), 30.09-02.10.2016


30.09.2016. Wszystko, co istotne tego dnia, zaczęło się po godzinie 1800.

Odcumowaliśmy z mariny AKM...

I od razu zauważyliśmy, że coś jest nie tak. Po przesterowaniu manetki, diesel wchodził na wysokie obroty, ale jacht ledwo poruszał się do przodu.

Przypomniałem sobie, że podczas ostatniego, własnoręcznego przeglądu silnika, przestawiłem nieco kąt krzywki, odpowiadającej za napięcie cięgna. Chciałem poprawić - a najwidoczniej popsułem.

Poruszając się z prędkością maksymalną 2kn, zawróciliśmy do mariny. Korekta ustawienia krzywki, osadzonej na stożkowym wale i dociśniętej nakrętką, zajęła kilkanaście minut - z czego większość zajęło znalezienie, wyjęcie i schowanie narzędzi.

O godzinie 1900, drugi raz tego dnia, wychodziliśmy z Górek Zachodnich.
Schowaliśmy cumy i odbijacze i zdjęliśmy pokrowiec grota, który po poprzednim rejsie miał założone dwa refy. Nie rozbrajaliśmy ich. Rybacka prognoza pogody ostrzegała przed sztormem, a numeryczna też coś około 25kn pokazywała. Na sztag, zamiast genuy, zapięliśmy foka marszowego.

Wiało tego dnia z kierunku zachodniego, czyli od lądu.  Powodowało to, że w Górkach wiatr nie okazywał swojej prognozowanej siły. Zdjęliśmy więc refy i na foku i pełnym grocie ruszyliśmy na północ.

19 września 2016

Rejs "Wietrzny Weekend z Gromem", s/y Santa Pasta (Albin Vega 27), 17-18.09.2016


Każdy żeglarz zakłada jakieś prawdopodobieństwo nieszczęść, jakie mogą go na morzu spotkać. Wszystko jednak można przetrwać - sztorm, dziurę w kadłubie, a nawet zapchany kibel. Ale jest coś, co pogrąży każdy morski statek - może to być źle dobrana, a już na pewno skłócona, załoga. I z reguły wystarczy jeden dupek, aby smród nieporozumienia rozniósł się po całym pokładzie, od topu masztu po dno zęzy.

Oczywiście - zakompleksieni maluczcy, rządni zemsty frustraci, chamy, idioci, prostaki i kretyni też chcą pływać - jest to jak najbardziej prawe i sprawiedliwe. Mimo, że wszyscy zmuszeni jesteśmy tolerować aktywność takich form bytu w żeglarskim świecie, jednak jakoś szczególnie nie tęsknimy za ich obecnością na naszym jachcie.

Naczytałem się wiele o przypadkach zepsutych rejsów, wyrzuconych pieniędzy i marzeń przemienionych w złudzenia. Mało jeszcze siedzę w branży aby się przechwalać, ale póki co niczego z takich przykrości nie doświadczyłem. Zdarzały się pojedyncze, drobne przypadki, ale były na tyle znośne, że z trudem potrafię je sobie dzisiaj przypomnieć. Na znacznej większość rejsów, które odbyłem, nie odnotowałem obecności jednostki destrukcyjnej. Hmm... No chyba, że sam nią byłem.

Szczęście było ze mną nawet wtedy, gdy nie miałem z kim pływać i posiłkowałem się anonsami. Wyłowieni z forum, przypadkowi załoganci zawsze dawali radę. Tak było i w przypadku tego weekendowego rejsu, który rozpoczął się rankiem 17. dnia września 2016 roku.