25 kwietnia 2015
Rejs "Pucyfik" - s/v Jurata (Delphia 33mc) - 18-21.04.2015
Od września 2014 minęło pół roku. Tyle mniej więcej czasu byłem szczęśliwym posiadaczem patentu Żeglarza Jachtowego. Od tej pory też, szukałem możliwości zdobycia stażu morskiego. Z jednej strony chodziło o wypływanie 200 godzin niezbędnych do przystąpienia do egzaminu na Jachtowego Sternika Morskiego, z drugiej chciałem nauczyć się prowadzić jacht samodzielnie. Nie miałem po prostu zamiaru utopić się razem z rodziną w planowanym rejsie po Adriatyku. Miałem już wtedy zarezerwowany i opłacony czarter jachtu, na który nie miałem jeszcze uprawnień.
Zimę spędziłem z literaturą fachową. Nigdy wcześniej nie pochłaniałem takiej ilości książek w jednostce czasu. No może podobne zboczenie uwidoczniło się, kiedy to kilkanaście lat temu nagle postanowiłem, że zostanę informatykiem/programistą. Tym razem jednak, miałem to przyjemne uczucie, że przyswajam mniej dezaktualizującą się wiedzę.
Zima jednak w końcu minęła i w portach morskich nieśmiało wodowano już pierwsze łódki. Czas uciekał, a mojego stażu na morzu nie przybywało. Posiadany przeze mnie mały skrawek PZŻ-owskiego plastiku, dawał mi możliwości pływania po Zatoce Gdańskiej. Jednak w odniesieniu do morskich jachtów balastowych, były to możliwości czysto teoretyczne. W kartach bezpieczeństwa jachtów dopuszczonych do rejsów na Zatoce, figurował zazwyczaj JSM, a nie rzadko minimalny wymagany skład załogi stanowił komplet JSM plus ŻJ.
Można oczywiście było nie kombinować za dużo i wynająć jakiegoś małego Balta 23 z NCŻ. Łódka to jednak mała i niezbyt bezpieczna na większą bałtycką falę. Na dodatek średnio chciało mi się gimnastykować w portach na samych żaglach, bez silnika i załatwiać dwójkę na fali w trybie "dupa za burtę". Pływanie polubiłem już wtedy na tyle, że mógłbym zacisnąć na kilka godzin zwieracze i zaryzykować przypieprzenie w keję na pełnych żaglach. Ale jak tu przekonać do tego innych i zebrać załogę? Społeczeństwo wszak dzisiaj wymagające i z trudem potrafiące egzystować poza strefą miejskiego komfortu.
18 kwietnia 2015
Rejs stażowy, s/y Melin (Bavaria 32), 8-12.04.2015
Wiosna tego roku była pogodna. Trochę zimno, ale słonecznie i wietrznie. A to jest właśnie to, co tygrysy lubią najbardziej!
Pierwsze łódki nieśmiało wodowano w marinach, a razem z nimi pojawiały się oferty rejsów stażowych. Najwcześniej, swoimi planami pochwaliła się na stronie internetowej Akademia Jachtingu - znana i ceniona w środowisku szkoła żeglarska z Jastarni. Już od początku kwietnia zaczęła organizować tygodniowe rejsy stażowe na Bałtyku.
Walcząc z czasem, o uzyskanie patentu JSM jeszcze przed moim czarterem jachtu w Chorwacji, nie dałem się długo prosić. Zaklepałem urlop i udałem się koleją żelazną na Półwysep.
7 marca 2015
"Sztorm - co robić? Teoria i praktyka" Dietrich v. Haeften
Od czasu do czasu udaje mi się trafić na prawdę dobrą książkę. Taką, którą czytając nie ma się najmniejszej ochoty przerzucić ani jednej strony, by pominąć mało interesujący fragment. "Sztorm - co robić?..." jest właśnie taką publikacją.
Książka bardzo przystępnie dla żeglarskiego nowicjusza tłumaczy mechanizmy pogodowe, również te prowadzące do powstania sztormu. Śmiem twierdzić, ze robi to lepiej od nie jednej pozycji w całości poświęconej meteorologii.
Autor kompleksowo omawia wszystko, co związane ze złą pogoda na morzu i nie tylko.
Dużą część książki autor poświęca analizie stanu morza i zachowaniu się jachtu na fali. Pod lupę wzięta została również dzielność morska, której coraz bardziej brakuje nowym czarterowym jednostkom.
Obecne w publikacji rozdziały o technikach sztormowania i sytuacjach awaryjnych, to coś czego naturalnie należy sie spodziewać w książce o takim "sztormowym" tytule.
Ale obszernie opisany temat manewrów portowych i zabezpieczenia jachtu w trudnych warunkach jest dodatkiem podnoszącym wartość tej konkretnej pozycji.
Najcenniejszy w treści ksiażki jest brak jednoznacznej odpowiedzi na pytanie z okładki. Morze jest nieprzewidywalne, każdy jacht ma swoje indywidualne własności, a żeglarz predyspozycje i słabości. I to jest właśnie coś, co czyni żeglarstwo tak fascynującym zajęciem.
Stanowczo polecam książkę Dietricha v. Haeftena. Przeczytajcie - na pewno nie będziecie żałować!
Książka bardzo przystępnie dla żeglarskiego nowicjusza tłumaczy mechanizmy pogodowe, również te prowadzące do powstania sztormu. Śmiem twierdzić, ze robi to lepiej od nie jednej pozycji w całości poświęconej meteorologii.
Autor kompleksowo omawia wszystko, co związane ze złą pogoda na morzu i nie tylko.
Dużą część książki autor poświęca analizie stanu morza i zachowaniu się jachtu na fali. Pod lupę wzięta została również dzielność morska, której coraz bardziej brakuje nowym czarterowym jednostkom.
Obecne w publikacji rozdziały o technikach sztormowania i sytuacjach awaryjnych, to coś czego naturalnie należy sie spodziewać w książce o takim "sztormowym" tytule.
Ale obszernie opisany temat manewrów portowych i zabezpieczenia jachtu w trudnych warunkach jest dodatkiem podnoszącym wartość tej konkretnej pozycji.
Najcenniejszy w treści ksiażki jest brak jednoznacznej odpowiedzi na pytanie z okładki. Morze jest nieprzewidywalne, każdy jacht ma swoje indywidualne własności, a żeglarz predyspozycje i słabości. I to jest właśnie coś, co czyni żeglarstwo tak fascynującym zajęciem.
Stanowczo polecam książkę Dietricha v. Haeftena. Przeczytajcie - na pewno nie będziecie żałować!
Jeżeli spodobał Ci się ten wpis i chcesz podziękować mi za czas spędzony przy jego tworzeniu, a także dać mi siłę do dalszej radosnej twórczości, która odbywa się zwykle w późnych godzinach wieczornych, możesz postawić mi kawę - będzie mi niezwykle miło :) Rafał.
5 lutego 2015
"Zew oceanu" Tomasz Cichocki
"Zew oceanu" to pierwsza książka o tematyce żeglarskiej, nie mająca charakteru podręcznika, jaką przeczytałem.
Jest to pisana przez Tomasza Cichockiego relacja z rejsu dookoła Świata. Bardzo przystępny styl narracji, niemal przenosi nas na osamotniony na oceanie jacht, pozwalając wczuć się w opisywane przez autora sytuacje
Tekst odkrywa prawdę o samotnym żeglowaniu. Traktuje o potędze natury, której człowiek nie jest w stanie się przeciwstawić, ale potrafi jakimś cudem przetrwać w obliczu anormalnych sytuacji na oceanie i wielu awarii sprzętu.
Autor niemal wizualizuje to, co dzieje się w głowie osamotnionego, wyczerpanego do granic możliwości, ale jednocześnie uszczęśliwionego możliwością realizacji swoich marzeń człowieka.
Jedna z książek, do której na pewno z przyjemnością kiedyś wrócę. Polecam!
Jest to pisana przez Tomasza Cichockiego relacja z rejsu dookoła Świata. Bardzo przystępny styl narracji, niemal przenosi nas na osamotniony na oceanie jacht, pozwalając wczuć się w opisywane przez autora sytuacje
Tekst odkrywa prawdę o samotnym żeglowaniu. Traktuje o potędze natury, której człowiek nie jest w stanie się przeciwstawić, ale potrafi jakimś cudem przetrwać w obliczu anormalnych sytuacji na oceanie i wielu awarii sprzętu.
Autor niemal wizualizuje to, co dzieje się w głowie osamotnionego, wyczerpanego do granic możliwości, ale jednocześnie uszczęśliwionego możliwością realizacji swoich marzeń człowieka.
Jedna z książek, do której na pewno z przyjemnością kiedyś wrócę. Polecam!
Jeżeli spodobał Ci się ten wpis i chcesz podziękować mi za czas spędzony przy jego tworzeniu, a także dać mi siłę do dalszej radosnej twórczości, która odbywa się zwykle w późnych godzinach wieczornych, możesz postawić mi kawę - będzie mi niezwykle miło :) Rafał.
11 stycznia 2015
"Dzielność Morska" Czesław Marchaj
Kiedy pierwszy raz w życiu ujrzałem wystawiony na nabrzeże nowoczesny jacht kilowy, miałem mieszane odczucia. Jego nieproporcjonalnie długi i wąski finkil, oszpecał, moim zdaniem, zgrabną sylwetkę kadłuba. Tego nie dało się już odzobaczyć. Jak to dobrze, że woda na co dzień przykrywa tą szpetotę - pomyślałem.
Wtedy jednak niewiele zastanawiałem się dlaczego taka, a nie inna konstrukcja podwodnej części kadłuba jest obecnym trendem konstrukcyjnym.
Wraz z czynnym zainteresowaniem się żeglarstwem (co nastąpiło w wieku o wiele późniejszym), zacząłem się zastanawiać nad celowością "psucia" tradycyjnych linii jachtów żaglowych, które intuicyjnie wydawały mi się zgodne z naturą, a zarys podwodnej części kadłuba stanowił doskonałą harmonię kształtu z całą resztą statku.
I pewnie zastanawiałbym się dalej, gdyby nie książka "Dzielność Morska" Czesława Marchaja, która wyjaśnia to w prosty sposób.
Subskrybuj:
Posty (Atom)