15 sierpnia 2017

Rejs "Z żoną od święta.", s/y Santa Pasta (Albin Vega 27), 14.08-15.08.2017



Dzieci wysłane na obóz karate. Przed nami cały tydzień rodzicielskiej samotności. W domu spokój i cisza - aż grzmi.

Coś jednak wisi w powietrzu...

Z moją pierwszą żoną Elizą, znamy się nie od dziś. Doskonale wyczuwam, kiedy czegoś ode mnie oczekuje. Rozumiem ją bez słów. A ze słowami, jeszcze lepiej. A z tymi głośno wykrzyczanymi - to już mi powtarzać nawet nie trzeba.

Tym razem, moja mała żonka siedzi sobie spokojnie w fotelu, popijając swoją ulubioną zieloną herbatkę i ani myśli coś ode mnie chcieć. Wzrok wpatrzony gdzieś daleko za ekran telewizora. Na twarzy dostrzegam relaks, ale i nutkę znudzenia. Nie mam wątpliwości - najwyraźniej czeka, aż ją czymś zaskoczę.

Zaczynam rozmyślać intensywnie, o czym rozmyślać może ona. Powoli, metodą eliminacji, staram się to wydedukować.

Romantyczna kolacja?
Eeee. Nie te czasy - kobiety już nie są romantyczne.

Spacer przy blasku księżyca?
Taaa! Może jeszcze po księżycu. Przecież to też wiąże się z romantyzmem - passe!

Jak nie romantyzm, to może o pieniądze chodzi? Za mało zarabiam?
Niemożliwe - jako posiadacze podwójniaków, jesteśmy beneficjentem pińcet plus.

A może jakaś scenka? Może... Mąż w delegacji i odwiedziny hydraulika?
Gdzieś mam chyba jakąś białą, siateczkową podkoszulkę na ramiączkach... Nic z tego - przypominam sobie, że moja seksowna skrzynka z narzędziami została na łódce...

No właśnie - łódce..., łódka..., łódką... Mam! Że też od razu na to nie wpadłem. To na takie iwenty czekają dzisiaj spragnione dzikiej przygody kobiety.
Nawet nie pytam. Nie proponuję. Po prostu oznajmiam, że...

Jedziemy...

W REJS


W końcu nadchodzi długo wyczekiwana wigilia Święta Wojska Polskiego i mogę zrealizować swoje plany. Eliza nieco zaskoczona, nie okazuje nadmiernej wdzięczności. Ale na pewno wie, że robię to  dla niej - z miłości.

Ponieważ oprócz całodobowej opieki nad mężem (nad dziećmi chwilowo nie), obarczona jest jeszcze obowiązkami służbowymi. Musi dokończyć pracę.
Umawiamy się więc w Sopocie na świąteczny wtorek rano i jadę do Górek Zachodnich sam.

Wychodząc w morze, Santa Pasta zostaje celnie trafiona ostatnim promieniem zachodzącego słońca.


Jak najszybciej wyłączam silnik i rokoszuję się chwilą, której trwanie chciałbym przedłużać w nieskończoność i jeszcze jeden dzień dłużej.


"Jak się ściemni, to się rozjaśni." Tak mówią ludzie morza. I mają kurde rację.


W połowie drogi miedzy Gdańskiem a Sopotem, gaśnie nie tylko światło, ale i wiatr. Do sopockiego mola zbliżam się na silniku - już po omacku.
Podejście nocą jest nieco niekomfortowe. Światła nawigacyjne toną gdzieś w blasku oświetlonego mola. Płynę na czuja, ku oświetlonej części horyzontu. Dopiero będąc w okolicy 2-3 kabli dostrzegam główki wejściowe do mariny.


Zgłaszam się na VHF 63. Robię to bez większych nadziei na odzew. Jednak pracownik ochrony odbiera wezwanie i kieruje mnie na odpowiednie miejsce.


Obsługa mariny będzie dopiero rano, ale już teraz pobieram od ochroniarza, za kaucją, karty magnetyczne. Posłużą nie tylko do sforsowania drzwi od WC, ale również będą przepustką na bramkach wejściowych na molo.



Kto rano wstaje...

TEN W KOLEJCE NIE STAJE


Zaplecze sanitarne w sopockiej marinie nie rzuca na kolana. Ale powoduje, że ludzie nerwowo drepczą w miejscu, a niektórzy nawet kucają z wyrazem wzmożonego wysiłku na twarzy. Powodem tego jest połączenie kabin prysznicowych i toalet, w jeden moduł użytkowy. Zajęty prysznic, blokuje skutecznie innym dostęp do toalety. Szybko robi się kolejka cierpiących. Dobrze przynajmniej, że moduły są dwa.


 Najlepiej jest jednak wstać przed wszystkimi, aby uniknąć w kolejce stania.


W oczekiwaniu na żonę, postanawiam wyjść jej na przeciw. I przy okazji zwiedzić Sopot. A że jest jeszcze za wcześnie na spotkanie, postanawiam rozejrzeć się po okolicy.

Grzybek inhalacyjny z miejsca przypomina mi, że znajduję się w kurorcie uzdrowiskowym. Od razu czuję się lepiej.


W sopockich lasach, na drugim końcu Monte Casino, można zbierać inne, mniej inhalacyjne grzyby. A jeśli przez pomyłkę się nimi potrujemy, z pomocą przyjdzie tutejsza pijalnia wody. Smak tego naturalnego trunku nadaje się, chyba tylko, do płukania żołądka w ciężkich zatruciach pokarmowych. Ewentualnie przy wręczaniu orderów uśmiechu, może służyć zamiennie do soku z cytryny.


To co na prawdę zawsze liczyło się w Sopocie, to był kebab. Kiedyś znajdował się po drugiej stronie Monciaka i ustawiały się tam gigantyczne kolejki. Stania było na godzinę, ale jak już się dostało taką bułę z mięsopodobna masą, cebulą i kwaszonym ogórasem... Człowiek wiedział po co żyje! I od czego tyje.


Czas niestety płynie dalej i gatunek ludzki coraz mniej docenia prawdziwe życia wartości. Polska szczególnie ostatnio w tym trendzie przoduje.

Jednego w naszym kraju nigdy nie brakuje - bohaterów. A że nie zawsze ich bohaterskie czyny zostają przez naród zauważone, tablice pamiątkowe stają się bardziej opisowe.


Sopocki barometr zdaje się pozostawać niezauważony przez przechodniów. A to chyba nie dobrze, bo ciśnienie rośnie.


Ale są też zmiany pozytywne. W odróżnieniu od tych "dobrych zmian", zachodzą na drodze, nie cieszącej się ostatnio dobrą sławą, ewolucji. Poznać je po tym, że ludzi strachem i nienawiścią nie dzielą, a raczej radością i nadzieją jednoczą.



W morze...

ZAPOMNIENIA


W końcu doczekałem się Elizy. Od razu odmeldowujemy się z mariny. Ruszamy w kierunku Helu. Pogoda sprzyja.


Ciepło sierpniowego dnia, rozgrzewa nasze wnętrza.


Czas założyć gumę na instrument.


Póki maszt jeszcze stoi.


Z gumą czujemy się na tyle bezpiecznie, że idziemy na całość - ostra jazda bez trzymanki.


Bardzo szybko dochodzimy do celu. Cumujemy w helskiej marinie przy Pirsie Rybackim.



Czas...

DAROWANY


Nie mając zamiaru nocować na wyjeździe, postanawiamy nie zabawić na Helu dłużej niż, darowane przez zarząd mariny, dwie darmowe godziny postoju.

Dzielę się, z moją małżonką, swoimi ostatnimi odkryciami.

Sprawdzamy o czym piszą gazety.


Umartwiamy się nad ilością nienarodzonych żeglarskich polarów.


Poznajemy tajniki helskiej architektury i trendy modowe lokalnych mieszkańców.


Dochodzimy w końcu do plaży - tej po stronie pełnego morza. Ale zaliczamy ją w tempie marszobiegu. Nie ma czasu na zdjęcia. Nic więc nie zdejmujemy, pozostając w swoich ubraniach, pomimo gorąca.


Trzeba wiedzieć...

KIEDY WYJŚĆ


Wracamy do mariny w ostatniej chwili, a nawet nieco już spóźnieni.  Wskakujemy na jacht z szybkością żołnierzy JW Formoza i odpalamy Volvo Pentowską katarykę.


Nie możemy jednak opuścić portu od razu. Musimy czekać na zakończenie manewrów portowych, jakiegoś wojennego okrętu. Czekamy cierpliwie - w końcu mają dzisiaj swoje święto.


Gdy wojskowi wreszcie ogarniają się ze swoją łajbą, wychodzimy i obieramy kurs półwiatrowy, na Górki Zachodnie.

Na Zatoce, ze swoją wielkością i gołymi masztami, obnosi się jakiś żaglowiec.


W żeglarstwie nie ma miejsca na kompleksy. Nie przejmując się, że mamy pewnie długość mniejszą od jego szerokości, płyniemy przed siebie. Wiatr trochę odkręca, ale nie płaczemy - bajdewindem też da się wrócić do domu.


Obserwowany większy brat nie może znaleźć swojego miejsca i opływa nas z każdej strony.



Niezaspokojona...

DOMINA


Trzy, wysokie jak góry maszty, robią wrażenie. Eliza nabiera ochoty i całkiem fachowo chwyta za rumpel. Aż robi mi się gorąco.


Niby łódek i morza nie lubi, ale steru nie chce oddać. "Lubię jak ta łódka mnie słucha" - nie kryje swojego podniecenia.


Euforia narasta z każdą mijaną falą. I tak już zostaje do końca. I nie przeszkadza jej wiatr, przechyły i nawet znudzony w kokpicie mąż.


Z rzeczy przyjemnych podczas rejsu, pozostaje mi jedynie zabawa moim małym. Biorę więc w rękę mojego małego ręczniaka i analizuję ślad, jaki pozostawiliśmy w ten weekend na mapie.

Z każdego rejs u należy wyciągać wnioski i się uczyć. Ale nie bardzo wiem, czym w pamięci ma mi się odcisnąć ta wyprawa, która właśnie się kończy. Parząc jednak na mapę i układające się w trójkąt linie, łączące odwiedzone porty, nachodzi mnie w końcu refleksja.

Czy to przypadkowy zbieg okoliczności, czy może zabieg celowy - nieśmiała sugestia mojej drugiej połówki? Może ona nie chciała wcale w rejs?

Jest mi wstyd. Po tylu latach małżeństwa, nadal nie znam się na kobietach.



Postaw mi kawę na buycoffee.to

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis i chcesz podziękować mi za czas spędzony przy jego tworzeniu, a także dać mi siłę do dalszej radosnej twórczości, która odbywa się zwykle w późnych godzinach wieczornych, możesz postawić mi kawę - będzie mi niezwykle miło :) Rafał.