Na tym samym rejsie, skipper Krzysztof polecił mi "Vademecum..." - książkę, którą jak mówił - zawsze miał przy sobie na półce w mesie. Kupiłem ją niezwłocznie po powrocie na suchy ląd.
Kartkując wstępnie lekturę, miałem jednak mieszane uczucia. W większości monochromatyczne, odręczne ilustracje nie wzbudziły mojego zaufania i książka wylądowała na półce na kilka tygodni. W międzyczasie trochę popływałem samodzielnie po Zatoce i okolicach.
Dopiero później, gdy nie miałem już co czytać - sięgnąłem po "Vademecum żeglarstwa morskiego" i zostałem oczarowany jego poziomem merytorycznym. Mając już odrobinę praktyki, potrafiłem docenić wartość książki. Od razu uznałem ją za lekturę obowiązkową dla siebie i wszystkich przyszłych morskich żeglarzy.
Teoretycznie książka obejmuje materiał znany mi już z innych źródeł, ale skupia się szczegółowo na morskim aspekcie żeglarstwa i robi to doskonale.
Jeżeli spodobał Ci się ten wpis i chcesz podziękować mi za czas spędzony przy jego tworzeniu, a także dać mi siłę do dalszej radosnej twórczości, która odbywa się zwykle w późnych godzinach wieczornych, możesz postawić mi kawę - będzie mi niezwykle miło :) Rafał.