Tak sobie właśnie pomyślałem, że zawory na s/y Santa Pasta mogłyby być moimi rówieśnikami. Nie można wszak wykluczyć, że byliśmy "odlewani" tego samego roku, dnia (lub nocy), a może i godziny...
Ale nie wnikajmy może w szczegóły. Mam tutaj przecież o łódce pisać, a nie podróże sentymentalne w czasie odbywać.
Zainteresowanych takimi pobocznymi tematami, odsyłam na strony o tematyce metalurgia 18+. Pozostałych zapraszam do kontynuacji wątku g(ł)ównego.
Teoretycznie rzecz ujmując - solidne szwedzkie zawory nie wymagały wymiany. W zeszłym sezonie, przy kupnie łódki sprawdziłem z grubsza wszystkie - były szczelne. Kontrola odbyła się jednak z bardzo silnym naciskiem na "z grubsza". Uspakajało to, co prawda, moje sumienie, ale nie do końca dawało poczucie beztroski.
Zaworki Vegowe, wśród swoich nieprzepuszczalności i trwałości zalet, miały jednak jedną wielką wadę. Jako
zawory zasuwowe, wymagały wykonania przynajmniej kilku obrotów kurkiem, aby z pozycji zamkniętej przejść do otwartej i na odwrót.
Z racji swojego sędziwego już wieku, stawiały przy tym opór niemały. A że znajdują się w miejscach niezbyt łatwo dostępnych, obsłudze podpokładowej żyły na wierzch za uszami wychodziły.
No cóż, tak musi być - żyłem w takim przeświadczeniu. Aż po dzień, w którym to obejrzałem telewizyjną reklamę jakiegoś suplementu na hemoroidy. Wtedy, od razu skojarzyłem ze sobą kilka faktów i przerażenie zawładnęło mną zupełnie.
Mało się na wodnych zaworach znałem, ale mimo to, postanowiłem się nimi zająć. Nawet gdyby przyszło mi to robić od pupy strony.