20 października 2020

"Szpiczasty Ląd. Czyli żaglówką po wodach Arktyki" Jarosław Czyszek


Ale dziwna książka! Zupełnie inna niż te, którymi się dotychczas, z żeglarskiego koszyka, częstowałem.

Ktoś mógłby nawet złośliwie powiedzieć, że jest czymś w rodzaju poradnika dla mechaników silników jachtowych. 
Wątek związany z awariami i naprawą usterek, mocno już wysłużonego, napędu s/y Eltanin (J-80), przewija się niemal przez wszystkie 239 stron książki. Przy tym, autor - Jarosław Czyszek - to szczególarz w każdym calu. 

Na szczęście, nie skupia się jedynie na maszynowni jachtu. Z lektury, wiele można dowiedzieć się również o sposobie przemieszczania się, kotwiczenia i w ogóle przetrwania na jachcie, pływającym po nieco zimniejszych morzach.

9 października 2020

"Długa Droga. Samotnie Między Morzem i Niebem" Bernard Moitessier

"Długa Droga. Samotnie Między Morzem i Niebem", to dokumentacja podróży dookoła świata (i nawet nieco dalej), jaką autor -  Bernard Moitessier, odbył podczas pierwszych regat Golden Globe Race w 1968 roku.
To już kolejna pozycja Wydawnictwa Nautica, na temat tego właśnie wyścigu.

Z czytaniem tego typu literatury zawsze mam pewien problem. Niezbyt sprawiedliwie jest bowiem oceniać zachowanie samotnego żeglarza, z perspektywy komfortu domowego fotela. 

A tutaj mamy spisany autoportret człowieka, z którym z jednej strony sympatyzuję pod kątem nieco idealistycznych poglądów na świat i minimalistycznego podejścia do życiowych potrzeb.

30 marca 2020

"Wyścig szaleńców" Peter Nichols


Ale książka!

Tytuł doskonale zdaje się oddawać klimat, jaki towarzyszył pierwszym regatom Golden Globe Race. Jest też bardzo trafną, jednowyrazową charakterystyką wszystkich jego uczestników - bez wyjątków.

Peter Nichols - pozostając w zgodzie ze swoimi osobistym zainteresowaniem morzem - sięga w przeszłość i z archeologicznym talentem odkrywa, również mniej znane, fakty pionierskiej epoki żeglarstwa oceanicznego.

I dobrze, bo w każdej nowej dziedzinie, najciekawsze są właśnie pierwsze kroki w nieznane, które tylko szaleńcy gotowi są postawić - bez względu na koszty i ryzyko.

15 listopada 2019

Półinteligentny Projekt Darwin - Sezon 1 - Od urzędowego papierka do złamanego młotka

Wszystko co dobre, szybko się kończy. Sprowadzanie jachtu też nie trwa wiecznie i po burzliwych morskich przygodach czas oddać się parszywej lądowej egzystencji.

Rejestracja i ubezpieczenie jachtu to normalna kolej rzeczy, jaka następuje po zakupie. A ponieważ ostatnio poszło mi z tym całym urzędowym stuffem nadzwyczaj sprawnie, nie spodziewałem się i tym razem najmniejszych trudności.

Dla przypomnienia wspomnę tylko, że zanim w 2016 roku sprowadziłem Albin Vegę z ziemi szwedzkiej do Wolski, miałem ją już ubezpieczoną i zarejestrowaną.

Tym razem wybrałem znaną i cieszącą się zaufaniem armatorów jachtowych na całym świecie firmę Pantaenius. Powód był prosty - przebijali innych dużo lepszą ofertą pełnego ubezpieczenia na obszar nie tylko Bałtyku, ale i Morza Północnego, na które zamierzałem się w końcu wybrać.

Po zaakceptowaniu oferty, liczyłem na szybkie załatwienie sprawy na podstawie zdjęć jachtu lub ewentualnej wizji lokalnej. I tu się przeliczyłem...

10 listopada 2019

"Wyspa Szczęśliwych Dzieci" Kazimierz Ludwiński



Można robić szybkie "Duże Kółka", bijąc przy tym rekordy nad dnem prędkości i łódki krótkości. Spłacać w ten sposób dług sponsorom, jednocześnie czerpiąc radość z żeglowania po wielkim błękicie, na świeżym stoczniowym sprzęcie.
Nie brakuje nam takich (pozytywnie zakręconych oczywiście) wariatów, których wyczyny podziwia świat.
Ja jednak nigdy ich nie rozumiałem (jednych i drugich - tych co pływają i tych co tamtych podziwiają).

Jak można przepływać obok tylu ciekawych miejsc i ich nie odwiedzić? Tracić tak łatwo okazję poznania innych kultur? Nie zatrzymać się gdzieś daleko od domu, by odpocząć i żyć (przez chwilę chociaż) nieco wolniej, niż robi się to na co dzień?

Podejście takie, podobne mojemu, zdaje się wyznawać autor (już trzech tomów) książki "Wyspa Szczęśliwych Dzieci" - Kazimierz Ludwiński. Z tą różnicą między nami, że ja o tym cały czas rozmyślam, a on to po prostu robi.

Tytułowa "WYSPA" to nie tylko własnoręcznie zbudowany katamaran, budzący niemałe zainteresowanie na każdym kotwicowisku świata.
To opowieść o życiu na morzu, z której i szczury lądowe mogą mądrości czerpać garściami.
Od młodzieńczej beztroski i odwagi, w pierwszym tomie, przez rutynę obowiązków dnia codziennego, po dojrzałą radość z ojcostwa i troskę o przyszłość rodziny.
Wszystko to na tle wspaniałej podróży przez oceany, które dla otwartego, tolerancyjnego i wrażliwego człowieka nie są wcale takie bezludne, jak nam się wydaje.

Autor zupełnie nie trzyma z czytelnikiem dystansu i w szczery, bezpośredni sposób obnaża wszystko czego doświadcza. Nie brak barwnych opisów przyrody, zabawnych sytuacji z tubylcami, zwykłych obrazów przyziemnej codzienności, jak i skrytych w głowie autora kosmatych myśli.
Jesteśmy z autorem zawsze - w chwilach euforii oraz psychicznych załamań. Jesteśmy z nim i jego rodziną na Wyspie Szczęśliwych Dzieci.

I czekamy na czwarty tom!



Postaw mi kawę na buycoffee.to

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis i chcesz podziękować mi za czas spędzony przy jego tworzeniu, a także dać mi siłę do dalszej radosnej twórczości, która odbywa się zwykle w późnych godzinach wieczornych, możesz postawić mi kawę - będzie mi niezwykle miło :) Rafał.



22 września 2019

Rejs "Deliverka Starego HaeRka" - Holbaek - Gdańsk - s/y Afrodite (HR 312) - 13-21.09.2019


Jakieś trzy tygodnie po udanym długoweekendowym polowaniu na kadłub z niebieskim paskiem, zorganizowałem wyprawę zamorską, celem sprowadzenia łupów do nowego portu macierzystego. To już mój drugi w życiu zagraniczny zakup, ale tym razem nie poszło tak gładko...

26 sierpnia 2019

I bez jachtu się nie pokazuj! - Trzecia wyprawa jachtopoglądowa za morze - 23-26.08.2019


Smutek spowodowany rozstaniem z Santa Pastą minął teoretycznie już po kilku tygodniach. I wydawało się, że wszystko się powoli układa. Odzyskałem nawet życie rodzinne. Nie spędzałem już każdego popołudnia i weekendu w piwnicy jachtu, w ubranku roboczym upieprzonym epoksydem. Nic nie ulepszałem  i nie modernizowałem. Nie szukałem po nocach rozwiązań problemów w necie. Nie wydawałem też więcej niż zarabiam na żeglarskie szpeje.

Siedziałem sobie za to wieczorami wygodnie w fotelu, konsumując desery i popijając trunki rozmaite. I jeśli ktoś wtedy patrzyłby na mnie gdzieś z boku, mógłby sobie pomyśleć, że widzi człowieka szczęśliwego - żyjącego z całym kosmosem w doskonałej harmonii. 

I pewnie tak siedziałbym w tym fotelu do dnia dzisiejszego, ale w moim życiu jest ktoś, kto umie wejrzeć w mój umysł nieco głębiej i zobaczyć co się w nim dzieje tak na prawdę. To moja żona Eliza - wrażliwością i empatią ponadprzeciętną obdarzona...