28 sierpnia 2021

Półinteligentny Projekt Darwin - Sezon 2 - Opowieść krótka i niemorska, ale z pompą.

Każdy armator wie, że remont na jachcie nigdy się nie kończy. I aby wypłynąć w morze, należy w pewnym momencie powiedzieć sobie dość - po prostu schować narzędzia do bakisty, kupić szarą taśmę naprawczą i oddać zmurszałe na knagach cumy.

Warto jednak, zanim wypłyniemy, jeszcze raz przetestować niektóre systemy, od których zależeć będzie nasze bezpieczeństwo. Szczególnie te nowe. Bo "nowe" nie znaczy wcale "sprawne" - o czym przekonałem się podczas pewnej zabawy w jachtowej piwniczce...

ZIMA ZNOWU
ZASKOCZYŁA

Po opisanych w jednym z poprzednich odcinków pracach pozostał na tablicy rozdzielczej samotny i bezużyteczny przełącznik pompy zęzowej.

Elektryczną pompę zęzową teoretycznie gdzieś tam w zęzie miałem. I to nie jedną. Obie odziedziczone po poprzednim właścicielu.


Wydłubałem wszystko, co w zęzie było. Zrobiło się tak pusto, że aż echo się niosło.


Teoria znowu jednak różniła się od praktyki. Jedna pompa robiła chyba tylko za obciążenie lub ozdobę pręta mocującego.


Druga była już podłączona i nawet brzęczała po załączeniu, co mogło dawać nawet złudne poczucie bezpieczeństwa... 

Ale po dokładnej inspekcji, wniosek był jeden.  Niejedna zima dała obu pompkom mocno w kość. Nie było praktycznie szans by wyciągnęły z zęzy cokolwiek. 


Więcej nie ma co się rozpisywać. Z usprawiedliwieniem dla własnej nadgorliwości wspomnę tylko, że zakup i wyposażenie jachtu w tratwę ratunkową, przed jego sprowadzeniem nie był całkiem głupim pomysłem.

WĄŻ
W GRODZIE

Złożyło się tak zupełnie szczęśliwie, że wcześniej namówiony zostałem na zakup nowej pompy zęzowej o wydajności odpowiadającej zaleceniom PRS.

Mój wybór padł na pompę zęzową Vetus BLP123000 (o wydajności 160 l/min). Od razu dokupiłem też automatyczny włącznik pływakowy Vetus BLSWITCH.


Zgodnie z przysłowiem, wąż należało nieco gorącą wodą popieścić, aby na króciec pompy końcówkę zmieścić.


Mimo bardzo ciasnego spasowania, zabezpieczyłem go jeszcze nierdzewną opaską GBS. 
Wygięcie węża, w łuk pasujący do zęzowej wnęki, wymusiłem plastikowymi opaskami zaciskowymi.


Dalsze losy węża nie były mi całkiem obojętne. Ale wybierając drogę pod hundką, obok obecnej już rury do ręcznej pompy zęzowej, zderzyłem się ze ścianą.


W ruch poszła wiertarka z otwornicą i w moje nozdrza uderzył, znany mi już doskonale, zapach pyłu laminatowego, zmieszanego z lekko przyjaraną sklejką.


Chwilę później wąż mógł wpełznąć przez gródź nieco dalej - do bakisty rufowej.


Aż dopełznął w końcu do pawęży, gdzie na odpowiedniej wysokości spotkał się z (właśnie przygotowanym dla niego) przejściem burtowym.


Tam został docięty na wymiar i zabezpieczony kolejną nierdzewną opaską zaciskową. 

Opowieść, o tym końcu węża, kończy się na nadmiernie wystającej śrubie zaciskowej, o której obcięciu zapomnę na kilka sezonów.


Wróciłem na drugi koniec zwany też początkiem. Tam czekała mnie bardziej twórcza, wymagająca wyobraźni i zmysłu przestrzennego praca.

Aby unieruchomić zestaw pompowy na dnie zęzy, wymyśliłem, że zamocuję wszystko na zabezpieczonej epoksydową żywicą sklejce. Kiedyś, jak sklejka się sprawdzi, ale zgnije - wymienię ją na nową lub zastosuję bardziej trwały materiał (np. stal kwasoodporną).


Wycięta płytka była nieznacznie mniejsza od dna zęzowej wnęki. Taki wymiar i kształt podstawy, wraz ze sztywnością węża, powinien bardzo dobrze ograniczać przypadkowy ruch pompy podczas rejsów po mniej płaskim morzu. 

Tym samym, powinien zabezpieczyć obudowę pompy przed roztrzaskaniem się o ściany zęzy. Jednocześnie, przy pewnym gimnastycznym wysiłku musi umożliwiać szybkie wyjęcie zestawu z zęzy w celach serwisowych. 

Prototyp został przetestowany z wynikiem "bardzo dobry minus". Wkładanie i wyjmowanie pompy wymagało nieco treningu, ale po kilku przymiarkach potrafiłem zrobić to całkiem sprawnie.


Sama wysokość (grubość) podstawy zupełnie nie przeszkadzała. Kosz ssący przynajmniej nie będzie tkwił w zęzowym szlamie - jeśli taki z czasem powstanie. No i w końcu, pompa o dużej wydajności nie powinna się przejmować drobnymi skroplinami ściekającymi na dno zęzy. Sam czujnik umieściłem nawet nieco wyżej, aby pompa włączała się dopiero przy wyższym (alarmowym) poziomie wód zęzowych - czyli przy poważniejszym przecieku. 

Równie istotnym powodem takiego montażu było to, aby włącznik działał w osi jachtu, a cały zestaw był kompaktowy i mieścił się na dedykowanym kawałku sklejki.


Z braku czasu i odpowiednich złączek pod ręką, połączenie elektryczne wykonałem na stałe. Obiecałem sobie poprawić to przy pierwszej okazji, jaką będzie pierwszy serwis pompy. Żyłem wtedy jeszcze  optymistyczną myślą, że nie będę tego musiał robić zbyt prędko.


Pompa doskonale wpasowała się w zęzie i po przetestowaniu jej wydajności kilkoma wiadrami wody, miałem nadzieję zamknąć pokrywę zęzy i nie zaglądać tam za szybko.


HOLENDERSKA
RULETKA

Wiedziałem, że włącznik czujnika poziomu działał prawidłowo. Po teście głównym, poklikałem sobie jeszcze dla zabawy włącznikiem na tablicy rozdzielczej, w trybie manualnym kilka razy i... 

Pompa za którymś razem już się nie włączyła. 

Pierwszy, intuicyjny odruch zawiódł mnie do sprawdzenia bezpiecznika - był w porządku. Kiedy wydłubałem pompę z zęzy, otworzyłem osłonę wirnika i ruszyłem ręką wirnik, pompa zaczęła znowu kręcić. Dla pewności włączyłem i wyłączyłem ją kilka razy. Działała - zmontowałem więc ją w całość, wrzuciłem do zęzy i... 

Po kilku próbnych załączeniach, znowu zamilkła. WTF?!?!

Czyżby pompa miała jakiś rodzaj klaustrofobii? Kilkadziesiąt minut, tego dnia, spędziłem na kolanach, wyjmując, rozkręcając, skręcając i wkładając pompę do zęzy, zanim w końcu odkryłem w czym jest problem.

Pompa posiadała wadę fabryczną polegającą na tym, że w pewnym położeniu wirnika nie startowała.

Było to bardzo słabe, bo instalacja zęzowa była jedną z ostatnich jakie wykonywałem i za kilka dni planowałem wyjść w rejs.

I tutaj duże podziękowania należą się vetus-sklep.pl, gdzie wcześniej zestaw pompowy zakupiłem.
Po zgłoszeniu problemu, niezwłocznie wysłali mi nową pompę, a zepsutą po prostu im odesłałem.  Dyskusje reklamacyjne z producentem wzięli na siebie.

Przy demontażu, musiałem jednak uciąć, zarobione na zacisk i uszczelnione rurką termokurczliwą, przewody zasilające. 

Nowa pompa działała już bez problemów. Wbrew temu co sobie wcześniej obiecywałem i z tych samych powodów co poprzednio, połączenie elektryczne znowu wykonałem na stałe. Kiedyś się tam jakąś wodoszczelną złączkę wstawi - przy najbliższym serwisie - obiecuję. 

W końcu pozostawiony zapas kabla kiedyś musi się skończyć ;)



Postaw mi kawę na buycoffee.to

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis i chcesz podziękować mi za czas spędzony przy jego tworzeniu, a także dać mi siłę do dalszej radosnej twórczości, która odbywa się zwykle w późnych godzinach wieczornych, możesz postawić mi kawę - będzie mi niezwykle miło :) Rafał.