29 maja 2016

Rejs "Morskie CIAO", s/y Masquenada (Bavaria 32), 21-28.05.2016, cz. 2/2




TO JUŻ CZĘŚĆ DRUGA
KTO NIE CZYTAŁ CZĘŚCI PIERWSZEJ, NIECH SZYBKO KLIKA TUTAJ

Wilgoć, chłód i... Czekaliśmy jeszcze tylko na silny wiatr i stromą falę, żeby móc sobie ponarzekać na typowy, bałtycki klimat.


Mgła przysłoniła słońce i zrobiło się na prawdę zimno.


"Tabliczka mnożenia - PAMIĘTAMY!" - myślałem sobie ostatnio na plecach wydziarać. Dobrze, że myśl tę porzuciłem. Przy bałtyckich rejsach, ciężko cokolwiek wyeksponować. Poza tym - nigdy nie nauczyłem się na pamięć całej tabliczki mnożenia.

Rejs "Morskie CIAO", s/y Masquenada (Bavaria 32), 21-28.05.2016, cz. 1/2



Wyprawy morskie o tej porze roku, to już jest tradycja. Ewolucji podlega jedynie nazwa rejsu. Morskie było już w zeszłym roku "ciało", teraz mieliśmy "ciao", a za rok też pewnie będzie się "działo".

Tego roku, pochód ludożerców wypadał dużo wcześniej, bo już 26 maja. Algorytm postępowania z urlopem jednak się nie zmienił. Tak jak poprzednio, za jedyne cztery dni na wniosku urlopowym, można było odebrać od otaczającego nas świata znacznie więcej.

Za port macierzysty, tym razem wybraliśmy Szczecin. Tak akurat najlepiej pasowało nam, zarówno z łódką, jak i z planowanym rejonem żeglugi.

Dlaczego czarter - można zapytać - skoro w AKMie, w Górkach Zachodnich rwała się na cumach w morze - dopiero co sprowadzona - s/y Santa Pasta?

8 maja 2016

Rejs "Home Run", s/y Santa Pasta (Albin Vega 27), 30.04-07.05.2016


Kawałek ciastka to, czy wyzwanie?

Kupienie jachtu w Szwecji nie jest szczególnie trudnym zadaniem. Łódkę kupuje się łatwo, a z własnego doświadczenia mogę nawet stwierdzić, że zbyt łatwo.

Oczywiście mowa tu o samej tylko czynności kupna. Spełnienie dodatkowych założeń, że łódka ma unosić się na powierzchni wody oraz nie odstraszać swoim wyglądem i zapachem, sprawia że poziom trudności i stresu rośnie wykładniczo.

Prawdziwym wyzwaniem jest jednak dopiero przepłynięcie tych 300NM na grzbiecie swojej nowej inwestycji do domu. Aby się spełnić do końca, trzeba poczuć ten dreszczyk emocji, gdy zagląda się do zęzy sprawdzić czy aby łódka nie zmienia się nam w wannę z hydromasażem. A do tego wciskające się w głowę myśli, czy dławica nie zacznie przeciekać, silnik nie rzuci palenia w najmniej oczekiwanym momencie, lub wanta nie strzeli w nocy przy sztormowym bajdewindzie.

Dopiero jak uda się nam tego dokonać można mówić o sukcesie. Miarą dzielności łódki będzie suchość naszych skarpetek po rejsie. O naszym harcie ducha świadczyć będą natomiast nieobesrane ze strachu gacie - szczególnie gdyby skarpetki były już mokre.

Z dumą stwierdzam, że ja i moja nowa, stara łódka daliśmy radę. Aczkolwiek z powodu deficytu prysznica w drodze, mogę zdradzić Tobie - mój czytelniku - zamęczyłem gać bez liku.

24 kwietnia 2016

Vega, woda, dużo wody! Czyli o tym jak łódkę wodowałem.


Vega kupiona, zapłacona i nawet zarejestrowana, ale nadal czekała daleko za morzem. Czas brać się było za sprowadzenie, czyli za to czego niedoświadczone tygrysy boją się najbardziej.

Teoretycznie, można było zagrać vabank i wybrać się po łódkę od razu. Po prostu zwodować, ogarnąć na szybko i przypłynąć - oszczędzając tym samym sporą ilość czasu i pieniędzy. Zdrowy rozsądek przeważył jednak nad oszczędnością. Było ku temu kilka powodów.

Łódka ma 43 lata, z czego ostatnie 2 lata spędziła na lądzie. Na dodatek kupowałem ją w stanie zimowego snu i nie miałem pojęcia jak zaprezentuje się w pełnym takielunku. Czy w ogóle ma się w czym zaprezentować, bo nie było wiadomo czy takielunek był kompletny.

17 kwietnia 2016

Zostałem Veganem! Czyli o tym jak nie kupować łódki.


Nie da Ci żona, nie da Ci wódka - tego co może dać Ci własna łódka.

Decyzja o własnym jachcie dojrzewała u mnie przez lata. Dokładnie rzecz ujmując - połowę ostatniego lata :)

Po co właściwie komuś własna łódka? Wszyscy wiedzą, że posiadanie jachtu jest jedną z najmniej opłacalnych na świecie rzeczy.

Ano jest. Ale co zrobić gdy się chce dużo pływać, nie ma się za dużo urlopu i mieszka kilka kilometrów od mariny? A na dodatek gdy ma się żonę, która po miesiącach uporczywej argumentacji, w końcu na zakup zgodę wyraziła!

Aby pływać - jachtu na własność w sumie mieć nie potrzeba. Jak się ma trochę w skarpecie i zapas urlopu, to można oczywiście wpasować się w jakiś rejs komercyjny.

Da się też czarterować i organizować rejsy składkowe, co z resztą czyniłem po dziś dzień. Wystarczy znaleźć jacht, wynegocjować termin (najgorsze są sezonowe weekendy) i cenę oraz wpłacić zaliczkę. Do tego czasu dobrze jest ustalić wstępnie trasę rejsu, znaleźć załogę i pobrać zaliczki od wszystkich uczestników. Jeszcze lepiej jest mieć w zapasie jedną lub dwie osoby, bo w ostatniej chwili zawsze ktoś rezygnuje.

Ale...

Brutalna rzeczywistość sprawia, że z reguły brakuje nam jednej lub dwóch osób załogi do obsadzenia całego jachtu. Zwiększa to nagle koszty, które nie wszyscy chętnie akceptują. Zaczyna się mailowa dyskusja, wzbogacana dodatkowymi sprawami, jak ubezpieczenie, kaucja za jacht, itp. Ktoś po drodze rezygnuje, komuś nie podoba się trasa lub nie ma jak dojechać do portu macierzystego, jeszcze inny ktoś łapie akurat zadyszkę finansową, itp, itd...

A mając własny jacht...