24 kwietnia 2016

Vega, woda, dużo wody! Czyli o tym jak łódkę wodowałem.


Vega kupiona, zapłacona i nawet zarejestrowana, ale nadal czekała daleko za morzem. Czas brać się było za sprowadzenie, czyli za to czego niedoświadczone tygrysy boją się najbardziej.

Teoretycznie, można było zagrać vabank i wybrać się po łódkę od razu. Po prostu zwodować, ogarnąć na szybko i przypłynąć - oszczędzając tym samym sporą ilość czasu i pieniędzy. Zdrowy rozsądek przeważył jednak nad oszczędnością. Było ku temu kilka powodów.

Łódka ma 43 lata, z czego ostatnie 2 lata spędziła na lądzie. Na dodatek kupowałem ją w stanie zimowego snu i nie miałem pojęcia jak zaprezentuje się w pełnym takielunku. Czy w ogóle ma się w czym zaprezentować, bo nie było wiadomo czy takielunek był kompletny.

17 kwietnia 2016

Zostałem Veganem! Czyli o tym jak nie kupować łódki.


Nie da Ci żona, nie da Ci wódka - tego co może dać Ci własna łódka.

Decyzja o własnym jachcie dojrzewała u mnie przez lata. Dokładnie rzecz ujmując - połowę ostatniego lata :)

Po co właściwie komuś własna łódka? Wszyscy wiedzą, że posiadanie jachtu jest jedną z najmniej opłacalnych na świecie rzeczy.

Ano jest. Ale co zrobić gdy się chce dużo pływać, nie ma się za dużo urlopu i mieszka kilka kilometrów od mariny? A na dodatek gdy ma się żonę, która po miesiącach uporczywej argumentacji, w końcu na zakup zgodę wyraziła!

Aby pływać - jachtu na własność w sumie mieć nie potrzeba. Jak się ma trochę w skarpecie i zapas urlopu, to można oczywiście wpasować się w jakiś rejs komercyjny.

Da się też czarterować i organizować rejsy składkowe, co z resztą czyniłem po dziś dzień. Wystarczy znaleźć jacht, wynegocjować termin (najgorsze są sezonowe weekendy) i cenę oraz wpłacić zaliczkę. Do tego czasu dobrze jest ustalić wstępnie trasę rejsu, znaleźć załogę i pobrać zaliczki od wszystkich uczestników. Jeszcze lepiej jest mieć w zapasie jedną lub dwie osoby, bo w ostatniej chwili zawsze ktoś rezygnuje.

Ale...

Brutalna rzeczywistość sprawia, że z reguły brakuje nam jednej lub dwóch osób załogi do obsadzenia całego jachtu. Zwiększa to nagle koszty, które nie wszyscy chętnie akceptują. Zaczyna się mailowa dyskusja, wzbogacana dodatkowymi sprawami, jak ubezpieczenie, kaucja za jacht, itp. Ktoś po drodze rezygnuje, komuś nie podoba się trasa lub nie ma jak dojechać do portu macierzystego, jeszcze inny ktoś łapie akurat zadyszkę finansową, itp, itd...

A mając własny jacht...

28 lutego 2016

Rejs "Kanaryjskie Ło Matko", s/y Mama Mia (Bavaria 42), 20-27.02.2016


Pomysł na zimowe...

FERIE


Jak większość żeglarzy amatorów stale szukam okazji by pływać. Nie jest to zajęcie łatwe, ani wdzięczne - takie szukanie i planowanie. Nie dość, że czarter kosztuje nie mało, to jeszcze urlopu ciągle brak. A i zdarza się często - tak jak u mnie, że rodzina nie podziela tego zainteresowania bujaniem się po falach bez celu. Sytuacja beznadziejna.

Ciężko jest zorganizować rejs pod pretekstem wyjazdu na zakupy do IKEI czy innej Biedronki. Ale wspomniane przez Elizę, głębokie pragnienie wygrzania się gdzieś w ciepełku podczas zimowych ferii uruchomiło mój instynkt myśliwego. Zamiast zastanawiać się czy szklanka jest w połowie pusta czy w połowie pełna, postanowiłem kupić flaszkę i spróbować szklankę dopełnić.

Niewiele jest zimą takich miejsc, gdzie można z Polski zabrać cztery osoby zapewniając im letnie temperatury i jednocześnie nie być zmuszony w przyszłości sprzedawać nerki.

Wyspy Kanaryjskie nie gwarantują co prawda upałów, ale są w zasięgu taniego desantu lotniczego. I tu właśnie skierowałem swoją uwagę.

9 stycznia 2016

"Mój Bałtyk" Marek Rissmann


Stare przysłowie - by książki nie oceniać po okładce, dotyczy również samych książek. Przekonałem się o tym kupując "Mój Bałtyk". Dość szumny tytuł, który zapowiada wicej

niż oddaje treść książki.
Marek Rissmann popełnił coś na kształt zbioru relacji żeglarskich, nie tyle z rejsów, co z całego swojego żeglarskiego życia. A ponieważ zaczął przygodę z żaglami całkiem wcześnie, duża część książki opisuje żeglarstwo "szuwarowe" i dość powolną drogę ku morzu. Tytułowego Bałtyku w książce nie ma za wiele.

Próżno szukać w treści wielkiej przygody, której można by się w książce o morzu spodziewać. Rozdziały zbudowane są ze zwykłych opowieści, zwykłego człowieka. Ale to chyba właśnie budzi  we mnie odrobinę sympatii do tego dzieła.

Wszystko przedstawione zostało bardzo realnie - bez nadmiernego podkolorowywania akcji i sztucznego pompowania nastroju. Miejscami powiewa nudą, ale w końcu takie jest też życie. Mniej lub bardziej obfite w wydarzenia, które dla osób trzecich są średnio zajmujące. Ale dla nas samych - mimo, że dalekie od holywoodzkiego kina akcji, są czymś czym chcemy się podzielić i do czego chętnie wracamy.



Postaw mi kawę na buycoffee.to

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis i chcesz podziękować mi za czas spędzony przy jego tworzeniu, a także dać mi siłę do dalszej radosnej twórczości, która odbywa się zwykle w późnych godzinach wieczornych, możesz postawić mi kawę - będzie mi niezwykle miło :) Rafał.



2 stycznia 2016

"Utracone jachty" Paul Gelder


Książa jest zbiorem tragicznych historii jachtów, które z różnych przyczyn musiały zostać opuszczone i pozostawione na morzu.

Lektura z gatunku "warto przeczytać". Opisane wydarzenia skłaniają do własnych przemyśleń i powinny zaowocować większą zdolnością przewidywania zdarzeń, potencjalnie zagrażających bezpieczeństwu na pokładzie jachtu.

Po każdym rozdziale autor umieścił sekcje "Co z tego wynika", które moim zdaniem w wielu przypadkach nie zostały dopracowane. Często są one powtórzeniem wniosków uzyskanych już w opisie wydarzenia i nie wnoszą do rozdziałów nic nowego.

Książka ogólnie dobra, ale bez porównania z podobną tematycznie, przeczytaną wcześniej, świetną pozycją - "Mądry żeglarz po szkodzie" Władysława R. Dąbrowskiego.



Postaw mi kawę na buycoffee.to

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis i chcesz podziękować mi za czas spędzony przy jego tworzeniu, a także dać mi siłę do dalszej radosnej twórczości, która odbywa się zwykle w późnych godzinach wieczornych, możesz postawić mi kawę - będzie mi niezwykle miło :) Rafał.



12 grudnia 2015

"Mądry żeglarz po szkodzie" Władysław R. Dąbrowski

Rewelacyjna moim zdaniem książka i lektura obowiązkowa dla każdego samodzielnie prowadzącego rejsy morskie. Jest to już drugie wydanie, rozszerzone o opis wydarzeń obejmujących rok 2012.

Władysław Dąbrowski zebrał w książce i przystępnie opisał wypadki i awarie polskich jachtów, jakie wydarzyły się na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat.

Wszystkie opisy przypadków uzupełnione zostały o orzeczenia izb morskich, co czyni lekturę miejscami nudną. Ale dzięki takiemu podejściu, dociekliwy czytelnik zyskuje niezwykle dokładną analizę przyczyn i skutków wypadków.