22 września 2015

R'N'R - czyli Rejs Na Rugię, s/y Gefion (Bavaria 37 Cruiser), 12-16.09.2015


Aby odebrać łódkę w Świnoujściu około godziny 1400, należało wyjechać z Trójmiasta około 0730. Druga grupa załogantów jechała w tym czasie z Piły - jak później dało się słyszeć w niemieckich marinach piosence - "miasta seksu i biznesu".

Była sobota, więc drogi były przejezdne i podróż zleciała szybko. Po kilku godzinach jazdy dotarliśmy do samochodowej kolejki na prom. Nie mieliśmy tylko pewności czy to ten właściwy. Kilkadziesiąt metrów wcześniej mijaliśmy drogowskaz na Kasibór. Taką właśnie nazwę skojarzyłem z polecanym mi kierunkiem. Są dwie przeprawy i tylko jedna jest dla turystów - Kasibór.

Skręcając w drogę według znaków, zamiast na promie, prawie wylądowaliśmy w miejscowości o tej właśnie nazwie. Zawróciliśmy czym prędzej i ustawiliśmy się w tej samej kolejce, która w międzyczasie już znacznie urosła. Na szczęście załapaliśmy się na prom jako ostatni samochód wzięty na pokład.

11 września 2015

"Nawigacja prosta, łatwa, zabawna" Andrzej Urbańczyk

"Nawigacja prosta, łatwa, przyjemna" to moja pierwsza przeczytana pozycja w całości traktująca o nawigacji morskiej.

Książka utrzymana jest w formie podręcznika, z pytaniami kontrolnymi i zadaniami po każdym rozdziale. Ponieważ jestem niecierpliwy i mało systematyczny, czytałem książkę bez wykonywania większości zadań sprawdzających.

Lektura wyjaśnia dosyć obszernie wszystkie zagadnienia związane z nawigacją. Miejscami ma się jednak wrażenie czytania znanej wszystkim serii "Dla opornych".



Postaw mi kawę na buycoffee.to

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis i chcesz podziękować mi za czas spędzony przy jego tworzeniu, a także dać mi siłę do dalszej radosnej twórczości, która odbywa się zwykle w późnych godzinach wieczornych, możesz postawić mi kawę - będzie mi niezwykle miło :) Rafał.



1 września 2015

Rejs "High Wave To Hel!", s/y Reset (Gib Sea 362), 22-24.08.2015


Wszystkiemu winny jest...

BARTEK


W 2011 roku za sprawą kuzyna mojej żony - Bartka, pojawił się w rodzinie pierwszy patent żeglarski. Od tego czasu miałem obiecane, że przewiezie mnie kiedyś jakąś Omegą. Mijały lata, a nam nie było dane spotkać się razem w okolicach jakiejś szuwarowej czarterowni. W końcu sam zrobiłem uprawnienia, poczułem zew morza i nasze role się odwróciły.


Pewnego dnia Bartek powiadomił mnie o swoim zamiarze spędzenia żeglarskiego weekendu na Zatoce Gdańskiej. Kupiony bilet na pociąg z Wrocławia do Gdańska utwierdził mnie w przekonaniu, że sprawa jest niezwykle poważna. Spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba. Niedawno wróciłem z rejsu na Borholm i planowałem Rugię na wrzesień, a tu takie zaskoczenie.

Bardzo szybko zrozumiałem, że taka okazja zdarza się raz na sto lat! Moja żona raczej nie wyraża większego sprzeciwu, ale często konieczne są negocjacje, przed planowanym rejsem. Wszyscy znajomi już dawno wiedzą, że dla kilku dni na morzu gotów jestem umyć nie tylko okna ale i wypucować kibel na błysk. Tym razem jednak sprawa była polityczna.

Co innego odmówić mężowi kilku dni relaksu na morzu, a co innego zepsuć kuzynowi weekendowy wypoczynek. Cóż było robić? Nie dałem się długo prosić. Musiałem na szybko zorganizować ten rejs - żonie się nie odmawia!
A Bartek za karę miał ogarniać imprezę fotograficznie.

15 sierpnia 2015

Rejs "Born to holm", s/y Blonde J (Leisure 27), 07-10.08.2015


S/y "Blonde J" (Leisure 27) to łajba, która okres swojej świetności ma już dawno za sobą. Nadal jednak, pomimo ubogiego jak na dzisiejsze czasy wyposażenia hotelowego, pływa całkiem dzielnie. Ze względu na swoją długość (zaledwie 8.2 metra) jest nieco żyguśna, ale pod falę chodzi całkiem miękko.

Jacht stacjonuje w Kołobrzegu, nieopodal Mariny Solnej, przy Nabrzeżu Szkolnym.


Odbiór w moim wydaniu, jak zwykle skutkował narzekaniem armatora na upływ czasu. Oprócz znalezionych pierdółek, jak brak zawleczki w uchwycie sztormrelingu i braku refszkentli, nic nie wskazywało aby jacht nie mógł bezpiecznie pływać.

20 lipca 2015

Rejs "Rodzinny Babel na Zatoce", s/v Rewa (Delphia 29), 18-19.07.2015


Pisząc tę relację po kilku miesiącach od rejsu, żałuję że nie przeczyta jej już człowiek, dzięki któremu rejs mógł się odbyć.

Tomasza Bonarowskiego poznałem niedawno, w czasie jak startował z firmą Seaventi. Byłem jego pierwszym klientem, prowadząc swój pierwszy w życiu skipperski rejs po Zatoce Gdańskiej. Dzięki inicjatywie Tomka, jego zaangażowaniu i sumienności, mogłem to zrobić, mając jedynie patent ŻJ.

Niestety nie mieliśmy okazji poznać się bliżej, niż poza relacją klient - armator. Byliśmy co prawda umówieni wstępnie "na piwko", ale już nie zdążymy się spotkać. Tomasz odszedł 30-go listopada 2015 r.

Opowieści o piekle i niebie słabo do mnie trafiają. Nie potrafię też modlić się za czyjeś dusze. Wierzę natomiast, że najlepsze czego człowiek może w życiu dokonać, to pozostawić po sobie dobre wspomnienia i poczucie wdzięczności u ludzi, których znał. Na zawsze zapamiętam Tomasza jako życzliwego, przepełnionego pozytywną energią człowieka, bardzo angażującego się w to co robi dla innych.

Dziękuję Ci Tomku!

Zdjęcie pochodzi z profilu FB https://www.facebook.com/tomasz.bonarowski

18 lipca 2015

Rejs "Vis-a-vis Trogiru", s/v Kolibri (Gib Sea 37), 04-11.07.2015


No i stało się. Znowu zapuściliśmy się rodzinnie w rejony barbarzyńskich plemion. Od ostatnich wakacji w Chorwacji minął rok. Dokładnie 12 miesięcy wcześniej wpadłem na szalony pomysł zwiedzania tamtejszego wybrzeża i okolicznych wysp, z pokładu samodzielnie prowadzonego jachtu morskiego.

Wykorzystując końcówkę jednego sezonu żeglarskiego i początek drugiego - startując od zera bezwzględnego - dorobiłem się wszystkich niezbędnych uprawnień żeglarskich. Całą zimową posuchę spędziłem z lekturą, stając się stałym klientem wielu wydawnictw oferujących żeglarską literaturę. W grudniowe mrozy zdałem też eksternistycznie egzamin na SRC.

Po zimie, jednocześnie z wodowaniem pierwszych jachtów na Zatoce Gdańskiej, rozpocząłem pływanie, starając się przez całą wiosnę znaleźć jak najwięcej do tego okazji.

W końcu nadszedł dzień, w którym słowo stało się czynem i zamieszało między nami. A dokładnie pomiędzy mną, a moją pierwszą żoną Elizą. Wieczorne dyskusje o wyższości mieszkania na jachcie, nad hotelowym olinkluziw, bardzo często kończyły się cichymi dniami. Ale wraz z upływem czasu szło mi coraz sprawniej. Z dnia na dzień zdobywałem coraz więcej poparcia dla swoich planów. Coraz częściej rozmowy, zamiast kłótnią, kończyły się konsumpcją naszego związku małżeńskiego.

Ostatecznie osiągnęliśmy konsensus - tydzień na lądzie i tydzień na jachcie. Niestety podróż autem z Polski wydarła z okresu lądowego kilka dni. Ale nikt mi dzisiaj nie udowodni, że to moja wina;)